menu

Auffanglager Ursus – filia obozu Dulag 121

Auffanglager Ursus – filia obozu Dulag 121

W związku z przepełnieniem obozu przejściowego w Pruszkowie, wynikającym z zakończenia Powstania Warszawskiego i kontynuacji akcji ostatecznego wysiedlenia ludności cywilnej, niemieckie władze podjęły decyzję o utworzeniu jego filii na terenie przedwojennych Państwowych Zakładów Inżynierii w Ursusie. Pierwszy transport ewakuowanych do Auffanglager Ursus datowany jest na 3 października 1944 r. Obóz w Ursusie funkcjonował najprawdopodobniej do drugiej połowy października, a w formie szczątkowej działał do końca grudnia 1944 r. Szacuję się, że przez obóz w Ursusie mogło przejść nawet 50 tys. osób.

Podczas okupacji Niemcy przekształcili polską fabrykę na zakład zbrojeniowy Waverma. Tuż przed wybuchem Powstania Warszawskiego, w lipcu 1944 r. Niemcy opróżnili fabrykę z większości maszyn i mebli. Trafiły one na teren III Rzeszy. Część pracowników została ewakuowana na Dolny Śląsk. Podobnie jak na więźniów obozu Dulag 121, na osoby które trafiły do Auffanglager Ursus czekała brutalna segregacja, a następnie wywózka na roboty przymusowe do III Rzeszy, do obozów koncentracyjnych lub w głąb Generalnego Gubernatorstwa. Obóz dla wypędzonych w Ursusie podlegał niemieckim władzom obozu Dulag 121 w Pruszkowie. W pomoc tysiącom pognanym mieszkańcom stolicy i okolicznych miejscowości do obozu w Ursusie oprócz setek wolontariuszy i mieszkańców Ursusa zaangażowały się również członkinie Wojskowej Służby Kobiet z VI Rejonu „Helenów” VII Obwodu „Obroża”, które działały w ramach w ramach Armii Krajowej jako służba pomocnicza. Z ich relacji dowiadujemy się o organizacji obozu i warunkach, jakie w nim panowały.

Niemcy dokonywali segregacji warszawiaków w pawilonie I, dokąd kierowali wszystkich bezpośrednio z wagonów kolejowych. Ja pracowałam właśnie w pawilonie I. Chorych kierowano do ambulatorium w pawilonie III. Do pawilonu IV szli ludzie przeznaczeni na wyjazd do Generalnego Gubernatorstwa. W pawilonie V gromadzono głównie młodzież i warszawiaków w średnim wieku, przeznaczając ich na roboty przymusowe do Niemiec lub – co gorsza – do obozów koncentracyjnych. Po dokonanej przez Niemców selekcji każdy Polak otrzymywał kartkę z numerem odpowiedniego pawilonu. Do nas należało, w miarę naszych możliwości, do rzymskiej cyfry V dopisać z lewej strony pałeczkę, dzięki czemu wiele osób zostało wywiezionych do GG zamiast do Rzeszy. W nocy przeprowadzałyśmy warszawiaków do pawilonu III, gdzie lekarze zwalniali ich pod pozorem różnych chorób. Na przykład znanemu aktorowi Adamowi Brodziszowi obandażowałam zdrową głowę, dzięki czemu wraz z Magdą Bogną wyjechał do Generalnego Gubernatorstwa. Do kobiet samotnych dołączałyśmy dzieci z rodzin wielodzietnych, co chroniło je przed wyjazdem do Rzeszy. (Fragment relacji łączniczki i sanitariuszki WSK w Ursusie Anny Staniewskiej-Kuczmowskiej ps. Stachna Obóz przejściowy w Ursusie, „Na Przedpolu Warszawy”, XI 1994 r., nr 4)

Kopia przepustki łączniczki WSK Anny Staniewskiej ps. Stachna uprawniający ją do wejścia na teren obozu Auffanglager Ursus, ze zbiorów AAN

Komendantka WSK w Ursusie Jadwiga Lesnobrodzka ps. Wiga[1] do pracy w obozie w Ursusie oddelegowała 20 łączniczek. Kobiety ze służby łączności oprócz swoich regulaminowych zadań związanych z dostarczaniem rozkazów i meldunków pomiędzy placówkami a warszawską komendą obwodu pełniły dyżury w Auffanglager Ursus, gdzie oprócz opieki sanitarnej starały się pomóc pacjentom w podstawowych czynnościach, takich jak np. cerowanie bielizny i odzieży.

Gdy wyładowano w obozie przywiezioną z zewnątrz żywność, chowano ludzi w pustych pakach pod workami i wywożono, korzystając z nieuwagi Niemców. W jednym z budynków była kuchnia, przez którą wyprowadzaliśmy kilkadziesiąt osób dziennie, w ten sposób, że nasz personel wynosił z kuchni na teren obozu kotły i naczynia z żywnością, a puste kotły i naczynia wnosili do kuchni wysiedleńcy, po czym wychodzili na wolność. Przez kuchnię łatwiej było wyprowadzać kobiety. Gdy obóz likwidowano, wyszło tamtędy na wolność kilkaset osób. Rzeczy ludzi wyprowadzanych wywoziliśmy bryczką, którą posługiwał się Niemiec wyznaczony do pilnowania obozu. Ciągle częstowany alkoholem był tak pijany, że nie wiedział, co wiezie. (Fragment relacji dr Władysławy Włoczewskiej ps. Wróbel z 1973 r., ze zbiorów AAN)

Łączniczki WSK skierowane do pracy w obozie dla wysiedlonych w Ursusie przez referentkę służby łączności Podrejonu „Kordian” Halinę Gregorowicz ps. Trzynastka, skupiły się głównie na umożliwieniu więźniom ucieczki przed wywózką w nieznane i łączeniu rozdzielonych w czasie selekcji rodzin. Również członkinie służb gospodarczej i sanitarnej wspólnie z polskimi lekarzami, siostrami PCK, dokładały wszelkich starań, aby wydostać z obozu w Ursusie jak największą liczbę ludzi. Swoje obowiązki wykonywały nie tylko wewnątrz, lecz również na zewnątrz obozu, ponieważ były także odpowiedzialne za znalezienie odpowiednich lokali dla zbiegłych z obozu więźniów i wyrobienie im fałszywych dokumentów identyfikacyjnych. Łączniczki WSK z placówki w Ursusie były także zaangażowane w zbiórkę odzieży i żywności dla więźniów obozu.

Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że grupa kobieca dokonywała zdawałoby się niemożliwych rzeczy, aby dopomóc jak największej liczbie uwięzionych. […] Natychmiast pomyślałyśmy o ratowaniu najbardziej zagrożonych młodych ludzi. Wyprowadzano ich przez dziury wykopane pod ogrodzeniem, wywożono w skrzyniach po warzywach, które dostarczali do obozu miejscowi gospodarze. Niejednokrotnie proponowano zmarzniętym żołnierzom niemieckim coś na rozgrzewkę, od czego wielu z nich nie stroniło, a co było wodą na nasz młyn, bowiem w tym czasie wyprowadzano przygotowaną wcześniej grupę, a o to właśnie chodziło. Choć były to poczynania bardzo niebezpieczne, to po każdej akcji przymierzałyśmy się do następnej. (Fragment relacji sanitariuszki WSK Tamary Esipow ps. Kuma, ze zbiorów AAN)

Na terenie Auffanglager w Ursusie od początku jego istnienia funkcjonowało ambulatorium, do którego kierowano osoby potrzebujące pilnej pomocy medycznej. W ambulatorium uruchomiono oddział pediatryczny prowadzony przez dr Władysławę Włoczewską ps. Wróbel[2] wraz z kuchnią przeznaczoną dla niemowląt i dzieci. W placówce pracowało od 20 do 30 sanitariuszek ze służby sanitarnej WSK. Szacuje się, że obozowa kuchnia mogła wydawać nawet do 500 porcji zup mlecznych dziennie. W obozie dla wysiedlonych w Ursusie sprawami związanymi z jego aprowizacją i administrowaniem zajmowały się głównie członkinie WSK ze służby gospodarczej. Kobiety były również odpowiedzialne za rozwożenie posiłków dla więźniów na terenie obozu. Praca ta umożliwiała im roznoszenie korespondencji więźniów do członków rodzin i osób zaprzyjaźnionych znajdujących się w innych pomieszczeniach obozu lub też poza jego murami.

Szpitale powstańcze w Ursusie

Za sprawą starań dr. Jerzego Włoczewskiego ps. Mazur[3] i jego żony dr Władysławy Włoczewskiej oraz ich zaufanej pielęgniarki Marii Woynich-Sianożęckiej ps. Marychna[4] już na początku sierpnia 1944 r. w Ursusie uruchomiono pierwszy szpital powstańczy w pobliżu Ośrodka Zdrowia przy dawnej ul. Piłsudskiego 16 (obecnie ul. Bohaterów Warszawy). Z pomocą członkiń WSK i ich przełożonej Jadwigi Lesnobrodzkiej na terenie szpitala oprócz sali opatrunkowej i dyżurki udało się także zorganizować salę operacyjną. Łączniczki WSK z Podrejonu „Kordian” znalazły się zarówno w obsadzie personelu szpitala, jak i oddziału RGO dla rekonwalescentów przy ul. Żwirki i Wigury 8 (obecnie ul. Cierlicka), drugiej filii szpitala w budynku przy ul. Kościuszki, róg dawnej Żwirki i Wigury, gdzie powstała izba położniczo-ginekologiczna kierowana przez dr Balkiewicz i dr Władysławę Włoczewską, a także ambulatorium w Ośrodku Zdrowia.

Z powstańczej Warszawy do Auffanglager Ursus

O gehennie ludności cywilnej wspomina Danuta Filarska ps. Diana, która po podpisaniu aktu kapitulacji Powstania Warszawskiego została wygnana ze swojego mieszkania przy ul. Jaworzyńskiej do obozu w Ursusie. Poniżej prezentujemy fragment jej relacji wydanej w publikacji „Exodus Warszawy. Ludzie i miasto po Powstaniu 1944” [Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy, 1992, T.1, s. 262].

Wyładowano nas w Ursusie. Zamknięto w halach fabryki. Tłok był taki, że trudno było usiąść. Podłoga pełna błota i nieczystości. Jęki i narzekania. Dławiący smród Dwa dni trzymano nas w halach. Raz dziennie dawano jeść. Trzeciego dnia ogłoszono, e można się zgłaszać do komisji, która decyduje, gdzie kogo wysłać Podobno jest lekarz. Zgłosiłam się do lekarza, licząc, że wyślą mnie na wieś. Nie było lekarza. Było za to dwóch smarkaczy w mundurach SS, którzy tworzyli prześwietną komisję. Miałam zaświadczenie o ciąży, ale w języku polskim. Nie chcieli nawet patrzeć. Gdy im powiedziałam, że jestem w ciąży, zaczęli kpić. Trzy miesiące, oczywiście nic nie było widać. Nie wierzyli mi wcale. Uratowała mnie tłumaczka. Przetłumaczyła dokładnie tekst zaświadczenia, dodając jeszcze miesiąc. Po wielu tłustych dowcipach zwolnili mnie do grupy jadących na wieś. Znalazłam się w bydlęcym wagonie, załadowanym tak, że ludzie – starcy, kobiety z dziećmi – stali ściśnięci jak śledzie w beczce. Wagon-lora bez dachu. zimno, kapie deszcz. Jedziemy, a właściwie wleczemy się kilkanaście godzin. Nie ma jedzenia, nie nic do picia. Dzieci płaczą, kobiety mdleją…(..).


Informacje na temat obozu przejściowego w Ursusie zostały zaczerpnięte z książki Jerzego Domżalskiego „Dzieje Ursusa” [Warszawa 2018].


[1] Jadwiga Lesnobrodzka ps. Wiga (1911-2008) – członkini PWK, przedwojenna instruktorka ratownictwa medycznego. Podczas wojny obronnej w 1939 r. była sanitariuszką w szpitalu polowym w budynku powszechnej szkoły nr 1 w Ursusie. Od lutego 1942 r. komendantka WSK w Podrejonie Ursus „Kordian”. Koordynowała pracę referatu łączności, sanitarnego, gospodarczo-administracyjnego i ochronno-wartowniczego. W czasie Powstania Warszawskiego zaangażowana w pomoc dla wypędzonej ludności cywilnej i powstańców. W ramach akcji „Peron” organizowała całodzienne dyżury podczas których, rozdawano żywność, herbatę, owoce, warzywa. Po wojnie zajmowała się zbieraniem relacji byłych członkiń WSK służących w Ursusie.

[2] Władysława Włoczewska ps. Wróbel  (1909-1994) – lekarz pediatra. Współorganizatorka szpitala polowego dla rannych żołnierzy i ambulatorium w Ursusie w 1939 r. Od 1943 r. członkini WSK w Ursusie, prowadziła szkolenia dla sanitariuszek, kursy pierwszej pomocy, pośredniczyła w udzielaniu pomocy chirurgicznej i rentgenologicznej członkiniom WSK. W czasie Powstania Warszawskiego wspólnie z mężem Jerzym prowadziła szpital i poradnię dla dzieci w Ośrodku Zdrowia. W obozie przejściowym w Ursusie prowadziła kuchnię mleczną dla niemowląt. Po wojnie pracowała jako pediatra w ambulatorium i w izbie porodowej w Ursusie.

[3]Jerzy Włoczewski ps. Mazur (1910-1993) – lekarz kardiolog. We wrześniu 1939 r. wspólnie z żoną Władysławą zorganizowali na terenie Ursusa szpital polowy, dowódca placówki  w Podrejonie Ursus „Kordian”, lekarz 10 kompanii i III batalionu, kierownik szpitala powstańczego w Ursusie. Po wojnie kontynuował prace lekarza.

[4]Maria Woynich-Sianożęcka- ps. Marychna (zm. 1984) – pielęgniarka dyplomowana. Od 1942 r. członkini WSK, kierowała pracą służby sanitarnej, prowadziła kursy sanitarne dla członkiń WSK. Była zastępczynią komendantki WSK w Ursusie  Jadwigi Lesnobrodzkiej. W czasie Powstania Warszawskiego pracowała w szpitalu powstańczym.

Powiązane hasła

”None

Skip to content