Johann Olga – „Upadając, nakryła mnie swoim ciałem”
Olga Johann z d. Wiechno (1942-2017) podczas wybuchu Powstania Warszawskiego znajdowała się pod opieką swojej matki, lekarki Marii Wiechno, zastrzelonej w pierwszych dniach walk przy placu Narutowicza. W chwili śmierci kobieta miała na rękach półtoraroczną córkę, którą, upadając, przykryła swoim ciałem. Dziewczynka została przygarnięta przez mieszkańców pobliskiej kamienicy, z którymi, prawdopodobnie, już po kapitulacji powstania, znalazła się w obozie Dulag 121. W Pruszkowie została odnaleziona przez członków rodziny. Spisane po latach świadectwo Olga Johann przekazała Muzeum Dulag 121 w 2013 roku.
Urodziłam się w Warszawie. Moi rodzice byli lekarzami. Od urodzenia tzn. od 8 października 1942 r. mieszkałam z matką (Marią Wiechno z d. Żandr) przy ul. Kopińskiej. Ojciec cały czas przebywał w szpitalu wolskim pracując wraz z matką. Przed Powstaniem ojciec zabronił matce wychodzić z domu. W pierwszych dniach Powstania matka została wezwana do chorej, mieszkającej w okolicach pl. Zawiszy. Wraz ze mną udał się jej przedostać do chorej, a następnie zaczęła wracać do domu. Nie wiem, jak długo trwał powrót, ale chyba dłużej niż jeden dzień. Dotarła 3 lub 4 sierpnia do pl. Narutowicza. Ponieważ zbliżała się godzina policyjna próbowała dostać się do pierwszej bramy w budynku za kościołem Św. Jakuba. Ludzie bali się otworzyć bramę. Przechodzący Niemiec lub Ukrainiec zastrzelił matkę. Ona upadając nakryła mnie swoim ciałem, także strzelający mnie nie zauważył. Po pewnym czasie mieszkańcy kamienicy otworzyli bramę i zaciągnęli do wnętrza mnie i moją nieżyjącą matkę. Małżeństwo mieszkające w tym domu postanowiło mną się zaopiekować i planowali po wojnie wyjechać do Krakowa. Po Powstaniu zostali wypędzeni i prawdopodobnie znaleźli się w Dulagu. Także tam znalazła się moja babcia Leokadia Wiechno i opiekunka mojej matki (z dzieciństwa) ,,Kicia” Sasinowska. Ponieważ moja matka miała na szyi dokumenty osobiste – małżeństwo, które się mną opiekowało rozwiesiło na drzewach ogłoszenie o mnie i mojej matce. W ten sposób babcia mnie odnalazła i udało się jej przedostać do rodziny Słoniewiczów mieszkających w Grodzisku Mazowieckim. Ojciec ewakuował się ze szpitalem do Pszczelina, gdzie dowiedział się o śmierci swojej żony i o tym, że ja żyję. W ten sposób mnie odnalazł. Natomiast moja ciocia Barbara Narkiewicz (siostra mojej matki) była ze swoimi dziećmi poza Warszawą. Gdy dowiedziała się o śmierci siostry, przyjechała do Warszawy, własnoręcznie „odgrzebała” matkę pochowaną na podwórku domu, przy którym zginęła i pochowała na Cmentarzu Powązkowskim. Z bardzo nielicznych rzeczy rodzinnych, które mi pozostały pragnę przekazać zegarek matki, który był z nią w grobie oraz pismo wydane przez lekarzy, którzy po ewakuacji znaleźli się w Pszczelinie i tam utworzyli szpital.