menu

Kostro Stefania z d. Jakubiak – Relacja z wygnania

Kostro Stefania z d. Jakubiak – Relacja z wygnania

Stefania Kostro z d. Jakubiak, ur. w 1940 roku, w okresie okupacji hitlerowskiej mieszkała wraz z rodziną na Dolnym Mokotowie przy ul. Bluszczańskiej. Tam zastał ją wybuch Powstania Warszawskiego, w czasie którego została wygnana wraz z matką i czwórką rodzeństwa do obozu Dulag 121. Z Pruszkowa wysłano ich do wsi Strzelce Małe koło Częstochowy. Nieco wcześniej, w sierpniu 1944 roku, ojciec Pani Stefani Kostro wraz z mężczyznami z sąsiedztwa został wysłany do KL Stutthof. Po wojnie rodzina powróciła do Warszawy. Prezentujemy relację Muzeum Dulag 121 przekazaną w 2021 roku.

Urodziłam się w 1940 roku w Warszawie. Byłam szczęśliwym dzieckiem, bardzo rozpieszczanym przez tatę. Mieszkałam w rodzinnym domu mojej babci, Marianny Pacent, przy ul. Bluszczańskiej 25 w Warszawie. Babcia zmarła w 1942 roku.

1 sierpnia wybuchło Powstanie Warszawskie. Na początku powstania zginął brat mamy, mój chrzestny, wujek Aleksander. Na Podchorążych, róg Hołówki zginęła również siostra taty, Zosia. Około 10-12 sierpnia Niemcy aresztowali mojego ojca i zabrali do obozu Stutthof do kopania rowów przeciwlotniczych. Razem z nim zostali wysłani sąsiedzi, Stanisław Zygmunt, Aleksander Zygmunt i Piotr Fabisiak. Jako mała dziewczynka pamiętam, jak bawiłam się na huśtawce przed domem, a mojego tatusia wyprowadziło dwóch żołnierzy.

20 sierpnia na Karowej urodziła się moja najmłodsza siostra, Marianna. Kiedy mama trafiła do szpitala, zostaliśmy z rodzeństwem sami w domu: Janek, 12 lat (ur. 1932), Józefa Teresa, 9 lat (ur. 1935), Helena, 7 lat (ur. 1937) i ja, 4 lata. Po 20 sierpnia ciocia Marianna zostawiła nas oraz dwóch własnych synów Stanisława (1936) i Kazimierza (1939) i przedostała się przez ogarnięte walkami ulice Powiśla do szpitala po mamę. Zatem zostaliśmy w sześcioro dzieci bez opieki. Wokół słychać było odgłosy walk i samoloty zrzucające bomby na Powiśle i Mokotów. Pamiętam łunę ognia na Mokotowie. Nie mieliśmy dokąd uciekać z tego piekła na ziemi.

Niedługo po powrocie mamy ze szpitala Niemcy wyrzucili nas z domu i pędzili przez płonący Mokotów ulicą Rakowiecką do Dworca Zachodniego. Tam odpoczywaliśmy w rowach. Przewieźli nas do Pruszkowa. Pamiętam ogromną halę z żelaznymi stołami warsztatowymi, na których spaliśmy. Najbardziej zapamiętałam pompę abisynkę na środku hali. Utkwił mi w pamięci obraz brata niosącego pod pachą bochenek chleba dla 9-osobowej rodziny. Pamiętam mamę, jak siedziała na żelaznym stole warsztatowym i karmiła siostrzyczkę.

Nie wiem, ile czasu spędziliśmy w Pruszkowie. Pamiętam, jak potem Niemcy pędzili nas do wagonów towarowych. Byłam bardzo wystraszona. Wywieźli nas do miejscowości Strzelce Małe niedaleko Częstochowy. Tam, 24 grudnia 1944 roku, moja siostra Marysia była ochrzczona w parafii Chrystusa Króla. Mieszkaliśmy w 9 osób w jednej izbie, spaliśmy na słomie. Gospodarze odnosili się do nas niezbyt życzliwie, natomiast dobrze traktowali nas sąsiedzi. Czasem dawali coś do jedzenia. Jedna z sąsiadek została chrzestną Marysi.

Na początku 1945 roku tata oraz jego towarzysz niedoli Stanisław Zygmunt wrócili z obozu. Nasz dom na Bluszczańskiej był zburzony. Po domu została mi tylko książka meldunkowa. Rodzice zajęli dla siedmioosobowej rodziny 18-metrowy lokal w niewykończonym budynku na Podchorążych 26. Po powrocie z obozu mój ojciec był jak wrak człowieka. Miał odbite płuca. W styczniu 1947 roku tata zmarł w wieku 35 lat. Mama była 32-letnią kobietą, kiedy została wdową z pięciorgiem dzieci.

Powiązane hasła

”None

Skip to content