menu

Kuligowski Jerzy – Moja droga do obozu przejściowego w Pruszkowie

Kuligowski Jerzy – Moja droga do obozu przejściowego w Pruszkowie

Jerzy Michał Kuligowski, urodził się w 1939 roku, podczas wybuchu Powstania Warszawskiego mieszkał wraz z matką i starszymi siostrami Ireną, Danutą oraz Wandą na warszawskim Powiślu przy ul. Lipowej. Jego ojciec, Leonard Kuligowski, został aresztowany w 1943 roku i wysłany do obozu koncentracyjnego Auschwitz, a następnie do Mauthausen, gdzie zginął. Pięcioletni Jerzy Kuligowski oraz jego rodzina, wypędzeni z walczącego miasta, trafili do obozu przejściowego w Pruszkowie. Swoją relację Pan Jerzy Kuligowski przekazał Muzeum Dulag 121 w 2018 roku.

Jerzy Kuligowski. Fot. z pryw. arch.

Był koniec sierpnia, a może pierwsze dni września, gdy wycieńczonych i umęczonych, pełnych obaw o los własny i bliskich, Niemcy wypędzili nas brutalnie z domu przy ulicy Lipowej 9 w Warszawie, gdzie mieszkaliśmy. Dom wtedy stał jeszcze, wśród gruzów i zgliszczy otaczających go zewsząd.

Ojciec Leonard Kuligowski, 1917. Fot. z prych. arch.

Moja Rodzina – to znaczy Mama i rodzeństwo, Babcia, ciocia Zofia i inni Krewni tak jak staliśmy, z małymi węzełkami na plecach, ruszyliśmy popędzani okrzykami i kolbami niemieckich karabinów w stronę swego „Przeznaczenia”. Taty mojego już nie było z nami, został zabrany z domu przez gestapo 20 marca 1943 roku, trafił na Pawiak, a po dwóch miesiącach 13 maja tzw. „transportem bosym” (nazwa pochodzi stąd, iż większość więźniów została pozbawiona obuwia) – do Auschwitz-Birkenau. Stamtąd, 19 września 1944 r. został wysłany do KL Mauthausen. W księdze Mauthausen widnieje zapis: „dnia 7 października 1944 r. – ucieczka, złapany 29 grudnia 1944 r., ponownie osadzony w obozie”. Tam zginął 16 lutego 1945 roku.

Nikt z nas nie wiedział dokąd pędzą nas Niemcy. Łzy i lęk w oczach. Myśleliśmy, że to już chyba koniec. Jakże wstrząsający był widok naszego drogiego nam Powiśla. Łuny, ruiny, zwłoki poległych i ciała rannych. W głuchej ciszy przerywanej odgłosami strzelaniny, wybuchających bomb, posuwał się ten „Korowód cieni”. Starcy, dzieci, kobiety, mężczyźni, wszyscy szli pieszo raniąc nogi, potykając się o gruzy. Nasza Mama co jakiś czas brała mnie na ręce, gdyż byłem na bosaka – w panice nie zdążyłem założyć sandałów. Nad głowami zmaltretowanych i zbolałych mieszkańców Powiśla z ulic Dobrej, Browarnej, Radnej, Lipowej przelatywały z hukiem niemieckie samoloty. W każdej chwili mogły spaść bomby na maszerującą kolumnę. Za chwilę miało się dopełnić dzieło zniszczenia miejsc, w których upłynęło nam dzieciństwo, gdzie pozostał cały dorobek życia naszych Rodziców.

Siostra Irena Kuligowska. Fot. z pryw. arch.

Jeszcze wtedy nikt z nas nie wiedział, nawet nasza Mama, że najstarsza siostra Irena w ostatniej chwili przed wypędzeniem z domu ukryła przy sobie rodzinne fotografie – nie chwyciła za sweter, buty, chleb, a za tą rodzinna pamiątkę, cenny skarb. Wielkie dzięki Ci za to, siostro Irenko. Przeżyliśmy koszmar wojny, okupacji, ciężkie dni powstańczej epopei, choć wokół nas czaiła się śmierć, otaczały nas łuny i pogorzeliska rodzinnego miasta, Nieugiętej Warszawy. Wraz z tysiącami jej mieszkańców, podobnie jak my, pędzonych przez zrujnowane miasto, zatrzymywaliśmy się na wyznaczonych przez Niemców „przystankach”. Dotarliśmy tego dnia ulicą Wolską do kościoła parafii św. Wojciecha. Następnego dnia pieszo w kolumnadzie dotarliśmy do Dworca Zachodniego, a następnie pociągami towarowymi do Pruszkowa do obozu przejściowego „Dulag 121”. Wzmaga się lęk o życie, o to czy nas nie rozłączą z bliskimi. Brat mojej Mamy i jego żona zostali brutalnie oddzieleni od Rodziny i skierowani do transportu w kierunku obozu koncentracyjnego Dachau i obozu koncentracyjnego Ravensbrück. Moja najstarsza siostra Irena, o którą najbardziej się baliśmy, zamieniła się dokumentami z młodszą siostrą Danusią. Cudem się udało.

Po wypędzeniu nas z Warszawy we wrześniu 1944 r. i obozie przejściowym w Pruszkowie – „Dulag 121” rodzina moja podzieliła los Warszawiaków – zostaliśmy wywiezieni i trafiliśmy do gospodarzy na wieś, zdani na ich łaskę. Ciężki to był okres dla mojej Rodziny – Mamy, Babci, sióstr i mój. Skoro jednak przeżyliśmy tą pożogę wojenną, nie można było się załamywać. Trzeba było poderwać się nowego życia. Ale to już inna karta naszych dziejów.

Marianna Kuligowska z córkami (od lewej) Ireną, Danutą i Wandą na spacerze. Powiśle, ul. Wybrzeże Kościuszkowskie, 1938 r. Fot. z pryw. arch.

 

Ciocia Zofia Kasztelan. Fot. z pryw. arch.
Babcia Antonina Domańska. Fot. z pryw. arch.

Powiązane hasła

”None

Skip to content