Cichońska Maria – Sprawozdanie z pracy WSK (okres Powstania – do dnia 17 I 1945 r.)
Maria Cichońska, ps. ‘Sylwestra” – ur. w 1899 r., z zawodu nauczycielka szkoły powszechnej w Pruszkowie. Od 1941 r. działała w konspiracji – najpierw w Związku Odbudowy Rzeczypospolitej, a następnie w Armii Krajowej . Od 1943 roku pełniła funkcję komendantki Wojskowej Służby Kobiet VI Rejonu AK ”Helenów” (obejmowała teren Pruszkowa, Piastowa, Ursusa i Raszyna). Jednocześnie pracowała społecznie w delegaturze Rady Głównej Opiekuńczej w Pruszkowie. W spisanych w 1972 roku sprawozdaniu z pracy Wojskowej Służby Kobiet Maria Cichońska zawarła informacje o zaangażowaniu członkiń podziemia w pomoc na rzecz wysiedlonych z Warszawy w obozie przejściowym Dulag 121 oraz na terenie VI Rejonu: w Pruszkowie, Piastowie, Ursusie i Raszynie.
Sprawozdanie z pracy WSK (okres Powstania – do dnia 17 I 1945 r.)
Do służby WSK weszłam z dużym doświadczeniem konspiracyjnym, co pomogło mi w zorganizowaniu pracy. W godzinie „P” [stan pogotowania zarządzono na 29 lipca – przyp. red.] kobiety WSK z rejonu VI (Pruszków „Helenów”, Piastów „Jowisz”, Ursus „Kordian”) były gotowe do pracy na wyznaczonych stanowiskach, wszystkie były przeszkolone wojskowo i fachowo. Godzina „W” stawiła je w pełnej gotowości – niestety nieudana akcja w Pruszkowie przekreśliła wszystkie plany rozkazy. Punkty wyżywienia i sanitarne stały się bezużyteczne. Natychmiast należało przestawić pracę i wyrwać z depresji kobiety, które związkami rodzinnymi, uczuciowymi były związane z Warszawą.
Nastrój tragiczny wywołało utworzenie przez Niemców w Warsztatach Kolejowych obozu przejściowego „Dulag 121”, gdzie codziennie tysiące mieszkańców Warszawy, głodnych, chorych, obdartych, osieroconych, po przebytych tragediach – przechodziło przez ten obóz w głąb Rzeszy do pracy, albo też do miast, miasteczek i wsi rozsianych po Polsce, by znów hale w obozie napełnić tłumami nowych nieszczęśników.
Major „Paweł” [Edmund Rzewuski, komendant VI Rejonu „Helenów” – przyp. red.] kładł zawsze wielki nacisk i wagę na służbę gospodarczą, i narzucał jej w czasie konspiracji wysokie wymagania i wyłączne obowiązki kwater, miejsc kontaktowych. W Pruszkowie do służby gospodarczej należały kobiety w wieku średnim lub starszym, zamożniejsze, mające większe lokale. Mieszkania ich stały się szpitalami, schronem dla potrzebujących opieki i pomocy. Narażało to zdekonspirowaniem, a za ukrywanie rannych lub powstańców – groziła śmierć lub wywiezienie do obozów w Rzeszy lub na ciężkie roboty. Trzeba było zorganizować z wielką ostrożnością wizyty lekarzy i pielęgniarek, które robiły opatrunki. Do obowiązków należało wystaranie się o bieliznę, odzież, dokument i zaopatrzenie materialne. Na terenie Pruszkowa nie stworzyliśmy żadnej instytucji gospodarczej ani sanitarnej, nie zachodziła potrzeba – wobec istnienia kilku stałych szpitali oraz RGO, która prowadziła kuchnię i opiekę nad wysiedleńcami i była jedyną instytucją uznawaną przez władze niemieckie na terenie obozu.
Co do służby sanitarnej to w obozie według meldunku „dr Zofii” (dr Wandy Bobrowskiej) referentki sanitarnej, pracowało w sierpniu 15 lekarek i sanitariuszek, we wrześniu – 6, głównie sanitariuszek, a w październiku – 4. Najbardziej czynną od pierwszych dni powstania obozu, do jego zakończenia – była dr „Magdalena” (dr Julia Bielecka), pracująca w najbardziej eksponowanym punkcie, przez który co dzień przechodziło mnóstwo chorych i kierowanych. Było tam czynna z wielkim pożytkiem i ma dużo materiału wspomnieniowego z tego okresu. W szpitalach pracowało w sierpniu – 8 kobiet WSK (2 lekarki, 1 patrol sanitarny), we wrześniu – 9 kobiet (w tym dwie lekarki), w październiku – 13 kobiet (4 lekarki, 9 sanitariuszek).
Rozkazem majora „Pawła”, oddelegowana zostałam w pierwszej połowie sierpnia do pracy w obozie – otrzymując instrukcje od AK – i byłam czynna do połowy października, gdy po kapitulacji Warszawy przychodziły oddziały wojsk i pozostała ludność. Na podstawie legitymacji, jako „Frau aus RGO” [niem. Pani z RGO], zostałam przez dra Mazurka Władysława – vice Prezesa RGO – przedstawiona komendantowi wartowni z tym, że będę często wychodzić z obozu, aby porozumieć się z władzami RGO – co ułatwiało mi pracę konspiracyjną. Praca w obozie zajmowała mi wiele czasu i wychodziłam często stamtąd po godzinie policyjnej.
Muszę nadmienić, że bywałam zarzucana kartkami z wymienionymi nazwiskami osób, które należało zwolnić i odtransportować pod wskazany adres. Było to absolutną niemożliwością odszukać kogokolwiek wśród gwaru, krzyków, nawoływań tysięcy ludzi. Nawet pozostawanie moje nierzadko do godz. dziewiątej i dziesiątej wieczór nie dawało rezultatów.
We wrześniu major „Paweł” wprowadził zwyczaj, że wóz RGO przejeżdżał i zatrzymywał się na rogu ul. Cichej i 3 Maja, dokąd ludność Pruszkowa przynosiła bieliznę, ręczniki, odzież, miski, talerze, łyżki i inne potrzebne rzeczy, nawet ciepłą odzież. Z początku major „Paweł” sam przychodził rano o godz. 8. i nośnym głosem przemawiał do zebranych, co należy dostarczyć nazajutrz. Później tę czynność przekazał mnie. Na tym wozie wjeżdżałam do obozu i miałam możność obdarowywać nieszczęsnych warszawiaków. Ale była to przysłowiowa kropla w morzu.
Tutaj przypominam niecodzienną pomoc kobiet z WSK z Krakowa z udziałem Komendantki „Teresy”[Janina Młodzińska – przyp. red.] i jej łączniczek.
W domu narożnym przy ulicy Cichej i 3 Maja był mały sklep rzeźniczy i mieszkanie małżonków Stefana i Natalii Szymańskich, u nich zawsze był talerz zupy, chleb i odzież dla zwolnionych z obozu. Ktoś jednak zdradził ten lokal. Szymańskich aresztowano i prawdopodobnie rozstrzelano – ślad po nich zaginął.
W pracy mającej cel pomocy dla wysiedlonych na terenie Pruszkowa wyróżniły się patrole „Anny” (nieżyjąca Aniela Bobrowska), „Faustyny” (Zofia Pawełczyńska), „Marii” (Stanisława Sierajewska), „Zbych” (nieżyjąca Zofia Czeczukowicz) i „Miet” (Wacława Karaszewicz, zmarła w Kanadzie).
Szczególnie świetnie i wspaniale została zorganizowana „Gwiazdka 1944” dla żołnierzy, rannych i podopiecznych z całego Rejonu. Na terenie VI rejonu znajdowało się wielu rannych , powstańców oraz rodzin wojskowych. Opiekę nad nimi zorganizowałam powierzając „Hance 2” (Aniela Godlewska). Pomoc obejmowała środki odżywcze, specjalne leki wzmacniające, odzież, zapomogi pieniężne, wyrobienia dokumentów, znajdywanie pracy, lokowanie lub wysyłanie do bezpiecznych miejsc. Pracę wywiadowczą prowadziła oddelegowana do służby gospodarczej „Kozak” – „Alba” (Hanka Palusińska), która stworzyła zespół kobiet, podejmując się trudnych zadań. Według wytycznych z 12/VI (Ludwik Przybylski) [12/VI – konspiracyjny kryptonim skrzynki kontaktowej referenta kontrwywiadu Ludwika Porzybylskiego, pseud. „Nurt” – przyp. red.], pracowała w wywiadzie do rozwiązania organizacji. Obecnie Hanna Palusińska przebywa w Londynie. W wywiadzie długi czas brała udział także sanitariuszka „Ludwika” (Maria Abramowicz) pracująca samodzielnie w kontakcie z org[anizacją] męską.
Wiosną 1944 r. major „Paweł” zlecił mi zorganizowanie nasłuchu przez WSK. W tym celu skontaktowałam się z „Końskim” (Stanisławem Radomskim), byłym komendantem ZOR-u (Związek Odbudowy Rzeczypospolitej) i on ułatwił mi dostarczenie aparatu radiowego do nasłuchu, od nieżyjącego już Wacława Lotha z Warszawy, z mieszkania przy ulicy Jasnej 22 – kryptonim „Drogeria”. Osobiście z p. Lothem omówiłam termin i sposób odbioru. aparat przywieziony został do kierownika szkoły Zygmunta Giese, pseud. „Lis” – mieszkającego przy ulicy Kochanowskiego w Pruszkowie, gdzie były odpowiednie warunki. „Lis” nie życzył sobie wprowadzania do pracy obcych i nieznanych osób – wyraził natomiast życzenie współpracy z „Teresą” (Janiną Młodzińską). Skontaktowałem go z „Sękiem” (Stanisław Boczyński) – 16/VI [konspiracyjny kryptonim skrzynki kontaktowej referenta propagandy – przyp. red.], który w sztabie Rejonu, pod kryptonimem „Bisarz” lub „Zecer” był odpowiedzialny za wszelkie wydawnictwa Rejonu.
Nasłuch dla organizacji rozpoczął się od początku powstania z chwilą odcięcia od Warszawy, a więc i od stałej prasy. „Lis” na podstawie nasłuchu redagował codzienne komunikaty, opatrzone co tydzień osobistym komentarzem politycznym. Od niego co dzień rano łączniczki „Hanka 1” (Natalia Ubysz), „Lidka” (Hanka Ubysz) – lub z czasem i inna zaufana – przenosiły komunikaty do „Sęka”, który po zaznajomieniu się z treścią odsyłał do „Hanki 1”. Obie – matka i córka pisały na maszynie niemal cały dzień na zmianę. „Lidka” lub inna łączniczka „Hanki 1” odnosiły komunikat na matrycy do mieszkania p. Ireny Kozerskiej przy ulicy 3 Maja nr 7, gdzie przychodziły dwie łączniczki od referentki łączności „Barbary” (Henryka Zdanowska) i odbijały na matrycy na powielaczu – przypuszczalnie około 100 egzemplarzy i część zabierały dla łączności, a reszta wracała do „Hanki 1”. Pewną ilość komunikatów z matrycy oraz pisanych na maszynie, na bibułce, kolportowano od „Hanki 1” na teren Rejonu VI siecią kolportażową.
Kolportaż prowadzony był wyłącznie przez kobiety ze służby gospodarczej i sanitarnej, które oprócz obowiązującego szkolenia sanitarno-wojskowego i odpowiedniej służby – były wyznaczone do kolportażu, wywiadu, propagandy po 1. żeby mieć konkretne obowiązki, po 2. łączniczki według rozkazu Głównej Komendy WSK nie mogły prowadzić kolportażu, mając szczególnie liczne obowiązki szkoleniowe i służbowe oraz ze względu na niemożność łączenia skrzynek listowych z punktami kolportażu, co było niewskazane i niedopuszczalne z powodu niebezpieczeństwa oraz z wypadku wsypy, pociągałoby to liczne jednostki współpracujące ze sobą. W kolportażu zatrudnione były „Janina” (nieżyjąca Janina Wołyńska) na zmianę z p. Woźniczko (pseudonim nieznany) przywoziły dużo prasy do „Hanki 1”, skąd kolporterki zabierały do poszczególnych punktów organizacji męskich. „Zaza” (Bronisława Zielińska) przywoziła prasę w dużej ilości stale na punkt kolportażowy obsługiwany przez „Ludwikę” (Maria Abramowicz) oraz „Olgę” (Jadwiga Piątkowska) i Ryśkę (Henryka Miklaszewska), które początkowo odbierały prasę z dowództwa, później od „Ludwiki”. Z punktów kolportażowych rozdzielano prasę do mniejszych, aby nie gromadzić wielu osób w jednym miejscu. „Hanka 2” łączniczka „Pawła” z „Obrożą” przewoziła pocztę i prasę z „Obroży” dla dowództwa AK w Pruszkowie, ponadto instrukcja szkoleniowa dla podchorążówki do „Marii” (Stanisława Sierajewska) – skąd prasa szła przez kobiety z pogotowia gospodarczego. Kolportaż prowadzono ściśle, punktualnie, niezawodnie w najtrudniejszych okresach okupacji.
Ten sam tok rozprowadzania prasy z nasłuchu odbywał się od Powstania do końca naszej działalności. Wszystkie wydawnictwa na terenie Rejonu VI, były komasowane u „Hanki 1” i „Ludwiki” skąd według zlecenia „Sęka” oraz według rozdzielnika „Włodzimierza” [Ignacego Sobczyka, referenta kolportażu] 24/VI [kryptonim skrzynki kontaktowej referenta kolportażu – przyp. red.] – docierały do członkiń AK na terenie Pruszkowa, Piastowa, Ursusa i Raszyna.
Propagandę prowadziła „Hanka 1”z organizacją męską, początkowo z Leonem Jóźwiakiem i Więckiem (imię nieznane), a później według wskazań „Sęka’ (Stanisław Boczyński). Stąd ulotki przygotowywane przez „Hankę 1” i jej córkę „Lidkę” wędrowały przenoszone i rozlepiane przez propagandzistki i propagandzistów na wszystkich terenach naszego Rejonu. Na zebraniu propagandowym w „Obroży „Hanka 1” otrzymała wyróżnienie na najlepiej prowadzoną propagandę w rejonach lewobrzeżnych. Propaganda różnego rodzaju była stale prowadzona w konspiracji w okresie Powstania, jak i po upadku do połowy stycznia 1945 r.
Do prac i obowiązków WSK należała pomoc dla ludności Warszawy i Oddziałów walczących w Stolicy. Było to jednak niemożliwe. Nikt od nas nie dotarł do Warszawy oprócz „Hanki 2” (Aniela Godlewska) łączniczki z „Obroży” od Bronisława i Wójka do majora „Pawła”. Ma ona autentyczne przepustki z datami i podpisami oraz pieczęciami dowódców i „Pawła” i przechodziła kanałami w sierpniu i wrześniu – do kapitulacji Powstania. Pierwszy raz przybyła do Pruszkowa 15 sierpnia i nawiązała łączność między „Obrożą” i majorem „Pawła”. Pomoc faktyczną prowadziła RGO za pośrednictwem dra Mazurka.
Wobec niemożności dotarcia o stolicy pojedynczo czy zbiorowo, wszystkie zapasy żywności dla WSK, major „Paweł” przekazał dla powstałych szpitali i kuchni w Piastowie i Ursusie dla wysiedlonej ludności z Warszawy, znajdującej się na naszym terenie i pod opieką WSK.
Od października 1944 r. „Hanka 2” (Aniela Godlewska) objęła opiekę nad rannymi i chorymi w szpitalach i w domach prywatnych, nad rodzinami poległych powstańców, nad wysiedlonymi z Warszawy, mając do pomocy patrole sanitarne z Piastowa i Ursusa – i pomoc ta trwała jeszcze w początkach 1945 r.
Do WSK należało też wydawanie dokumentów osobistych. W każdym podrejonie i Rejonie był zapas opieczętowanych druków, które się wypełniało – nie było specjalnej komórki ani rejestracji. Liczyło się na uczciwość zainteresowanych, aby nie było wpadki.
Podrejon Piastów
Piastów i Ursus wysunęły się w pracy niezwykłej. Co dzień przechodziły tędy pociągi elektryczne, wiozące z Warszawy Zachodniej do 14. bramy Warsztatów Kolejowych w Pruszkowie, tysiące wysiedlonych z Warszawy. Nasze kobiety od najwcześniejszych godzin rannych do późnego wieczoru, dyżurowały na peronach rozdając chleb, napoje, owoce, prowadziły pocztę (odbierały szybko pisane listy lub inne informacje rodzinne lub też wiadomości o swym przyjeździe), ułatwiały ucieczkę z pociągu, zabierały chorych, kobiety z dziećmi.
W Piastowie kobiety WSK pracowały we wszystkich instytucjach na kierowniczych stanowiskach – jako panie z RGO lub PCK. Zorganizowano kuchnie:
– dla wysiedlonych
– dla dzieci
– kuchnię mleczną dla niemowląt
– dom starców
– pomoc i opiekę dla starszych dzieci
– szpital dla rannych i chorych w fabryce „Tudor”
– szpital dla zakaźnie chorych.
Prócz tego kilkadziesiąt miejsc w domach prywatnych było zajętych przez rannych i chorych powstańców, którzy tam zostali skierowani z obawy przed represjami Niemców.
Według raportu „Cioci” (Władysława Krygier) z II-ej dekady listopada 1944 r. kuchnia mleczna nr 1 została przekształcona w kuchnię szpitalną dla „Tudora”, dla 60 osób. 4 razy w tygodniu przygotowywano 2 dania, np. kotlet siekany, kartofle, marchewka, zupa. Dokarmianie to zostało przyjęte z błogosławieństwem. Chorzy mówili, że to aniołów Bóg im chyba zesłał. Poprzednie wyżywienie było bardzo skąpe: kawa, chleb, zupa na cały dzień.
Kuchnię nr 1 prowadziła „Władysława” [Maria Bożejko]
Kuchnię nr 2 prowadziła „Jaśkiewicz” (Józefa Skawińska)
Kuchnię nr 3 prowadziła „Iris” [Irena Krzepińska (Krzemińska)]
Szpital zakaźny prowadziła „Rawiczówna” (Emilia Korduba-Kaczmarek) i „Halszka” (Irena Korduba-Taczewska). Pracowały tam nasze sanitariuszki i łączniczki, wspomagane przez służbę gospodarczą. W ośrodku zdrowia czynna była zawodowa pielęgniarka „Nadzieja” (Aniela Zabłocka-Manuszakowa). Opiekowała się powstańcami i warszawiakami. Prowadziła propagandę.
W grudniu duże nasilenie skierowano na zorganizowanie „Gwiazdki” dla chorych (100 osób) i dla dzieci. Spisano ogółem 300 osób. Z pracy najlepiej wywiązały się patrole sanitarne, które ofiarowały zbiorowo 10 dużych paczek i narysowały 120 bilecików z życzeniami. Sekcja gospodarcza zajęła się gotowaniem, pieczeniem i robieniem paczek. Zebrano kilkadziesiąt koszul, 50 kilka krawatów, chustki do nosa, grzebyki, notesy, ołówki. Z łączności chora „Aldona” w ostatniej chwili zrobiła 60 bilecików. Ogółem rozdano 130 paczek dla chorych. Z zebranych prywatnie funduszów pierwsza komendantka w Piastowie „Julianna” (Eugenia Ronisz) i „Krzywda” (Maria Myśliborska) wydawały drugie dania co drugi dzień w szpitalu (ponad 100 osób). Przy pomocy WSK obdarowano 500 dzieci ze Spółdzielni „Społem” oraz upieczono mięso i ciasto dla starców.
Naturalnie kobiety zatrudnione były cały czas w łączności, prowadziły kolportaż, propagandę bez uchybień.
W pracy wyróżnił się patrol dziewcząt „małych” prowadzony przez „Wenę” (Zofię Chrościak-Najbert) i Rawiczównę. Były to 15-letnie dziewczęta „Jacek”, „Wojtek”, „Zygmunt”, „Andrzej”, „Zbyszek”, „Marek”, „Włodek”, które zgrane i niezawodne wyróżniały się nadzwyczajną sprawnością jako gońcy w mieście, nieocenione w pracy, odważne. „Jacek” w czasie powstania jedyna łączniczka w Pruszkowie wykazała dużo zimnej krwi. Wszystkie szybkie, zwinne, ruchliwe. „Włodek” przedostawała się na Warsztaty (obóz) i przenosiła listy. Prosiły gorąco, aby je mimo nieodpowiedniego wieku przyjąć do pracy. Były też zatrudnione w szpitalach.
„Ciocia” lub „Walska” (Władysława Krygier), początkowo zatrudniona była w służbie gospodarczej i propagandzie. W sierpniu 1943 r. po aresztowaniu komendantki „Grażyny” (Janina Wiewiger-Mazurkiewiczowa) została Komendantką podrejonową. W okresie Powstania zorganizowała w Piastowie nasłuch i kolportaż wiadomości radiowych. zorganizowała szpitale, opiekę nad warszawiakami, prowadziła Biuro Poszukiwań Rodzin, pracowała jako instruktor i kontroler wszystkich spraw kobiecych i naszych instytucji. W domu jej przygotowywano części do Filipinek (specjalne woreczki preparowane).
Siostra podkomendantki rejonowej Piastów, a zarazem jej zastępczyni (Józefa Skawińska „Jaśkiewicz”) mieszkała razem. Lokal ich był wykorzystany na różne cele organizacyjne. Przez długi okres czasu preparowano tam woreczki do filipinek pod jej nadzorem i przy jej udziale. W czasie Powstania Warszawskiego i po jego zakończeniu brała czynny udział w opiece nad wysiedlonymi warszawiakami. Była kierowniczką kuchni dla wysiedlonych. Kobiety w Piastowie miały też niebezpieczne zadanie – jak przenoszenie broni. Duża ilość kobiet była zatrudniona przy przewożeniu sidolówek i preparowaniu woreczków do filipinek.
Podaję według relacji „Suzina” [Jana Sadowskiego], „Sidolówki” tzn. puszki z nakrętkami, zapalniki do puszek sidolówek oraz materiał wybuchowy w workach 50 kg (trotyl), niby nawóz sztuczny przywożono z Warszawy ze „Społem” przy ulicy Wolskiej dostarczano do „Społem” w Piastowie przy ul. Dworcowej, skąd według rozdzielnika odbierały poszczególne oddziały za pośrednictwem swych łączniczek, starszych kobiet ze służby gospodarczej, które odnosiły pod wskazane adresy”. Do nich należały nieżyjące:
„Mamusia” – Terej Julia
„Krzywda” – Myśliborska Maria – kurierka dalekiego zasięgu
„Musia” – Sadowska Anna – kurierka dalekiego zasięgu
oraz „Narcyza” – Zaborowska Leokadia
Broń przenosiły:
„Rawiczówna” – Korduba Emilia
„Maryla” – Białecka Jadwiga
„Jola” – [Zofia Jagiełło-Fic] – służba sanitarna
Podrejon „Ursus”
W Ursusie łączność rozpoczęła pracę 27 lipca, służba sanitarna i gospodarcza 8 sierpnia. Łączność miała bardzo uciążliwą i długotrwałą pracę od wczesnego rana do godz. 17.30. Staraniem dra Włoczewskiego („Mazur”) i jego żony dr Włoczewskiej („Wróbel”) oraz pielęgniarki „Marychny” (Maria Woynicz-Sianożęcka) powstały w Ursusie szpital i szpitalik RGO dla rekonwalescentów. W szpitalu przebywali ciężej chorzy i tam zatrudnione były pod kierunkiem „Marychny” nasze sanitariuszki w liczbie kilkunastu.
Dziennie, przeciętnie dokonywały 20 opatrunków. Dyżury trwały ok. 6 godzin, plus często w nocy. W szpitalu pracowały głównie sanitariuszki. Od 27 IX łączniczki wspomagane przez kobiety ze służby gospodarczej, które zajmowały się stroną administracyjną i aprowizacją, poza swoją służbą łączności, wolny czas poświęcały pracy w szpitaliku, starając się o różne osobiste rzeczy dla swych podopiecznych – prały, reperowały bieliznę.
Wielką ruchliwość wykazała służba gospodarcza, wśród niej „Mikrob” (Maria Litwińska), „Stokrotka” (Halina Garlicka). Ponieważ gmina wydawała obiady dla rannych, chorych i dla rodzin – kobiety ze służby gospodarczej starały się o produkty na śniadanie, kolacje oraz suchy prowiant. Właścicielki sklepów i gospodarstw rolnych, nasze członkinie – tak wspomagały organizację jak i indywidualnie potrzebujących. „Mikrob” po pół dnia spędzała na peronie, aktywnie pracując w czasie przejazdu pociągów z Warszawy do Pruszkowa. W tym dzielnie pomagały jej nasze kobiety ze wszystkich służb, poświęcały wolny czas poza ciężką, obowiązującą je pracą, narażając się na niebezpieczeństwo represji.
Te, które zatrudnione były w gminie, wydawały meldunki z wcześniejszą datą – sprzed Powstania – Kennkarty, imienne dokumenty. Trzy kobiety ze służby sanitarnej pracowały również w RGO. Szeroko prowadzona była propaganda, a „Stokrotka” (Halina Garlicka) powielała i roznosiła pisma, które cieszyły się wielką poczytnością. 1 listopada 1944 r. łączniczki uczciły święto zmarłych. ubrały na miejscowym cmentarzu groby poległych – w szarfy, kwiaty, świeczki. 11 listopada zorganizowano obchód rocznicy Niepodległości Polski – na którym odczytano referat i przeprowadzono dyskusję nawiązującą do wspomnień z tego okresu. Omawiano bieżącą sytuację. 19 listopada odbyło się nabożeństwa i poświęcenie szpitalika. Bardzo intensywnie zajęły się kobiety zorganizowaniem „Gwiazdki” dla podopiecznych, która dała piękne rezultaty. Paczki były obfite i urozmaicone. 21 grudnia łączniczki urządziły choinkę, opłatek i zaprosiły komendantkę rejonową WSK oraz referentkę łączności „Barbarę”. Uroczystość odbyła się bardzo przyjemnie i wzruszająco w poważnym ale i w pogodnym nastroju – zostawiając miłe wspomnienia.
Cały zespół kobiet w Ursusie był zgrany, wyróżniał się pracowitością, uczynnością, rzetelnością, nie było różnic i lepszych lub gorszych obowiązków. Wszystkie kobiety pracowały dokładnie i starannie, w czym była zasługa Komendantki „Wigi” (Jadwiga Leśnobrodzka), która czuwała nad całością z powodzeniem. Tym licznym nie wymienionym tu kobietom z pseudonimów lub nazwisk – należą się słowa uznania.
Raszyn
Kobiety z Raszyna ze wszystkich służb mimo ciężkich warunków – pracowały czynnie, szczególnie w okresie Powstania i po Powstaniu. Pełniły służbę łączności odbywając dalekie wędrówki do Ursusa, Grabowa, na Okęcie i do Lasu Sękocińskiego – a trzeba zaznaczyć, że zima była ciężka i mimo dużych mrozów, głębokich śniegów, braku obuwia – docierały wszędzie. Wspomagały je łączniczki z warszawskich komórek.
Do zadań podrejonu należała aprowizacja „lasu”. Ponieważ trudno było dostarczyć gotowane posiłki, kobiety zanosiły produkty w suchym stanie. Nasze członkinie weszły do instytucji RGO i pracowały czynnie w opiece nad wysiedlonymi z Warszawy. Zebrały wśród znajomych osób dużo darów oraz gotówki (około 8 tysięcy złotych) i urządziły „gwiazdkę” dla 120 osób dorosłych i dzieci oraz dla 20 żołnierzy AK w dwu szpitalach na Okęciu, choć ten teren do nas nie należał. Wyróżniły się podrejonowa komendantka „Iwa” (Janina Roniewicz), która wszędzie była i wszystkie obowiązki służb spełniała osobiście, gdy ktoś inny nie mógł. Oprócz niej Maryla, Ewa, Krzesława, Jaskółka, Sabina, których nazwisk nie znam.
Czerwiec 1972 r.