menu

Massalski Cyprian – Wspomnienia z Powstania Warszawskiego

Massalski Cyprian – Wspomnienia z Powstania Warszawskiego

Massalski Cyprian, ur. w 1937 r. w Warszawie, w czasie wybuchu Powstania Warszawskiego, mieszkał wraz z matką przy ul. Belgijskiej na Mokotowie. Po kapitulacji Postania zostali wygnani do obozu Dulag 121 w Pruszkowie, a następnie przewiezieni do Skierniewic. Publikujemy fragment wspomnień przekazanych Muzeum Dulag 121 w 2022 r.

Nazywam się Cyprian Massalski, syn Wincentego i Janiny, urodzony w 1937 r. Do 1940 r., w którym umarł ojciec, mieszkaliśmy przy ul. Spokojnej 10 w Warszawie. W tym samym roku zmarła także siostra, Alicja, miała 21 lat. Ojciec pracował w Zarządzie Miasta Warszawy (Wydział Opieki Społecznej i Zdrowia – Zakłady Sanitarne). Mieszkanie, bardzo ładne, było służbowe, więc dostaliśmy z Matką mniejsze, na Mokotowie, przy ul. Belgijskiej 10. Brat Andrzej chodził do szkoły, ja byłem przy matce. Pozostali bracia Zbigniew (należał do AK) i Bogusław dom opuścili. Na Belgijskiej mieszkaliśmy do upadku Powstania.

W tym czasie moje życie było beztroskie, oczywiście nie w okresie Powstania. Koszmar rozpoczął się 1 sierpnia 1944 r. Ciągłe przebywanie w piwnicy – schronie, brak żywności. Na szczęście była woda. Mieszkając na czwartym piętrze, z okna patrzyliśmy na ul. Czerniakowską, gdzie stały czołgi i tylko zastanawialiśmy się z matką, kiedy jakiś pocisk zabłądzi do nas. Tak się stało, cała ściana rozwalona. Myśmy byli w tym czasie w piwnicy.

Któregoś dnia na podwórko przyjechali żołnierze i zamknęli wszystkich mieszkańców w schronie. Zaczęli grabić mieszkania. Okropny hałas. W tym czasie ja i Matka przybyliśmy do naszego mieszkania po trochę żywności, jaka jeszcze była. Matka przypadkiem znalazła schowany przez brata-akowca pistolet. Strach udzielił się jej i mnie. Schowała pistolet do kuchni pod fajerką. Życie na włosku. Żołnierze zaczęli wchodzić w górę budynku, już znajdowali się na drugim piętrze. Oczekiwaliśmy, że przyjdą. W pewnym momencie nastąpiła cisza. Żołnierze zeszli do piwnicy, podłożyli ogień, zaryglowali drzwi. Po pewnym czasie, ktoś otworzył drzwi i kazał nie wychodzić do ich odjazdu. To był cud. Pożar został ugaszony.

Tak było do 3 października, kiedy Powstanie upadło. Zaczęła się wędrówka do Pruszkowa, pieszo. Ogromne tłumy. Nie pamiętam nic z tego exodusu. Natomiast pamiętam załadunek nas z innymi do wagonów towarowych. Wagony pełne, ludzie stoją w zbitym tłumie. Jakiś czas czekamy zamknięci i w końcu pociąg ruszył. Oprócz stuku kół, słychać zbiorowy głos ,,Zdrowaś Mario…’’. Po pewnym czasie pociąg zwalnia i wreszcie staje. Modlitwa cichnie, słychać niemieckie wrzaski, wagony otwierają i każą wysiadać – wyskakiwać. Raptem na peronach tłum, uciekający na zewnątrz stacji. Moja cudowna Matka bierze mnie za rękę i wychodzimy z dworca. To były Skierniewice.

Nie wiem, jakim cudem dotarliśmy do Szymanowa, gdzie mój brat Janek był kapelanem w Zakonie Niepokalanek. Brat Jan był naszym wsparciem. Rozpocząłem naukę  i zostaliśmy w Szymanowie do czasu, kiedy Brat został przeniesiony do Skierniewic. Nie było wyjścia, pojechaliśmy wraz z nim. […]

Powiązane hasła

”None

Skip to content