Górecka Genowefa – „U nas furtka zawsze była otwarta”
Genowefa Górecka z z d. Misiewicz, ur. w 1927 roku, mieszkała wraz z matką Rozalią i rodzeństwem przy ulicy Moniuszki 3 w Piastowie. Ich dom, znajdujący się nieopodal obozu Dulag 121, stał się przystanią dla uciekających z obozu więźniów. Rozalia Misiewicz zapewniała uciekinierom nocleg, pożywienie i leki, a także pomagała im w nawiązywaniu kontaktu z pozostającymi na wolności krewnymi. Swoje wspomnienia Genowefa Górecka przekazała w 2021 roku.
Nazywam się Genowefa Misiewicz Górecka, w czasie wojny mieszkałam w domu rodzinnym w Piastowie przy ulicy Moniuszki 3. Bardzo przykro wspominam czas po Powstaniu. Dużo matek z małymi dziećmi uciekało, aby nie trafić do Dulagu, między innymi i do nas. U nas furtka zawsze była otwarta.
Większość tych dzieci była chora, przeważnie na biegunkę. Moja mama, chociaż miała gromadkę dzieci, bo było nas pięcioro rodzeństwa, a tata zginął już na początku wojny, próbowała pomóc tym chorym dzieciom. Zbierała jakieś rośliny w naszym ogrodzie, parzyła je i nimi leczyła te dzieci, bo przecież nic innego wtedy nie można było dostać. Potem starała się im znaleźć jakieś pomieszczenia. Często nocowało u nas nawet 30 osób, leżeli pokotem na podłodze, bo nie można było ich ulokować inaczej. Dzięki temu masa tych kobiet uniknęła wywiezienia.
Sami nie mieliśmy zbyt wiele do jedzenia, ale mamusia zawsze coś ugotowała i dokarmiała także tych ludzi, a jak oni coś mieli do jedzenia, to też dodawali, razem się gotowało i potem dzieliło. Potem wystawiliśmy na ulicę garnek (bo więcej ludzi się z naszej ulicy dołączyło, aby pomagać tym ludziom) i jak szli, to rozdawaliśmy im tę zupę. I tak było przez cały czas. Ja to tak wspominam.
Potem przyszła taka 14 letnia dziewczynka, była tak strasznie przerażona. Bo, jak się okazało, Niemiec przy studni w czasie Powstania zastrzelił jej matkę i ona była świadkiem tego wydarzenia. Ponieważ okazało się, że ona miała ciocię w Pruszkowie, więc moja mama, chociaż bała się nas samych zostawiać, to poszła z tą dziewczynką na poszukiwanie cioci. Okazała się, że jej ciocia jest lekarką. Ta ciocia bardzo się ucieszyła, kiedy ją odnaleziono i powiedziała mojej mamie: „Proszę pani, jeżeli by pani kiedyś czegokolwiek potrzebowała, to ja pani pomogę, bo pani już tak dużo dobrego zrobiła. Gdyby nie pani, to ta dziewczynka zostałaby wywieziona do Niemiec”. Moja mama, Rozalia, jest dla mnie bohaterką.