menu

Stachowicz Janina – Wspomnienie z lat okupacji niemieckiej

Stachowicz Janina – Wspomnienie z lat okupacji niemieckiej

Prezentujemy relację przekazaną Muzeum Dulag 121 w 2021 roku, w której pani Janina Stachowicz opisuje losy swojego ojca, Jana Borkowskiego, byłego więźnia obozu Dulag 121. Jan Borkowski, ur. w 1904 roku, brał udział w Powstaniu Warszawskim, a następnie został wygnany wraz z ludnością cywilną do obozu przejściowego w Pruszkowie. Stamtąd wywieziono go na roboty przymusowe do Szczecina (wówczas Stettin) w stoczni Greifenwerft, gdzie zatrudniony był od 14 września do 15 listopada 1944 roku. Od tego momentu rodzina nie miała z nim kontaktu. Zginął prawdopodobnie w 1944 lub w 1945 roku. Pani Janina, w czasie wojny mieszkanka Piastowa, we wspomnieniach opisuje także zapamiętane sceny z okresu Powstania: transporty warszawiaków do Pruszkowa, którym niosła pomoc wrzucając do wagonów pożywienie, a także dzień, w którym przyszła z mamą pod bramę obozu, aby zaopatrzyć ojca na dalszą drogę.

Była to jesień 1944 roku. Był to okres tragedii i ludobójstwa zgotowany przez okupanta Niemca. Wówczas mieszkałam z mamą i bratem w Piastowie koło Warszawy, a mój tata, rodowity warszawiak, walczył w Powstaniu Warszawskim. W czasie powstania Niemcy masowo wywozili ludność warszawską w towarowych wagonach do przejściowego obozu w Pruszkowie, gdzie znalazł się mój tata.

Te transporty często zatrzymywały się w Piastowie. Ja, 10-letnia, z dwiema koleżankami, Elą i Wandzią, przechodziłyśmy do tych wagonów. Słyszałyśmy, jak ludzie głodni proszą o jedzenie, szczególnie o cebulę.  Naprzeciw tego transportu było pole p. Latoszka, gdzie rosła marchew. My, niewiele myśląc, rwałyśmy i nosiłyśmy tym ludziom, nie zdając sobie sprawy, że nie mieli gdzie jej umyć. Później chodziłyśmy po domach w celu zbiórki cebuli. Niewiele zebrałyśmy, okazało się, że transportów już nie było i cebula była zbędna.

Pewnego ciepłego dnia 1944 roku zastukał do nas chłopiec, około 10-12 lat, z kartką w ręku od mojego taty. (Ojciec żyje. Radość była krótka.)

Kartka informowała, że jest w obozie przejściowym w Pruszkowie. Prosi o ciepłą odzież tj. palto, gdyż zbliża się zima, a tata jest w letnim ubraniu. Ja z mamą w pośpiechu przygotowałyśmy ciepłe ubranie, kawałek chleba (same nie miałyśmy wiele, gdyż były kartki żywnościowe). Pośpiech był konieczny – przed nami długa droga z Piastowa do Pruszkowa. Trzeba było ją pokonać pieszo, bo Niemcy wysadzili elektrownie i pociągi nie kursowały.

Jan Borkowski. Ze zbiorów prywatnych

Po dotarciu na miejsce, przy bramie przekazaliśmy paczkę jakiemuś Polakowi, który pełnił dyżur, w nadziei, że dotrze do adresata. W oczekiwaniu na wiadomość przeszłyśmy na ulicę naprzeciwko warsztatów-więzienia. Stamtąd miała przyjść wiadomość. Stałyśmy dość długo. (Było dużo ludzi). Nagle na płaskim dachu ukazało się kilku mężczyzn w ręku trzymających sznurek z uwiązaną kartką. Niestety rzucona kartka padła po stronie więzienia, od którego dzielił nas murowany płot i tory kolejowe.  W pewnym momencie usłyszałyśmy strzały. To Niemcy puścili serie z automatów stronę mężczyzn. Także nie wiedziałam, czy tata jeszcze żyje.

Po długim okresie przyszła wiadomość od taty z obozu ze Szczecina (wówczas należał do Niemiec). Pracował w stoczni, pisał dość często i po tym okresie ślad zaginął.

Mamy już nie miałam, zmarła wiosną 1946 roku. Została pochowana na cmentarzu w Gołąbkach. Na nagrobku umieściłam symboliczny napis swojemu tacie. (Zginął prawdopodobnie na terenie Niemiec).

Był rok 1946. Moje ciotki, taty siostry, zaczęły poszukiwania. Po latach, kiedy ja dorosłam, postanowiłam sama wszcząć poszukiwania. Bez rezultatu. Na tym kończę swoją opowieść z okresu okupacji.

Powiązane hasła

”None

Skip to content