Tyszkiewicz Maria „Alicja” – tłumaczka i przełożona sanitariuszek
Maria Tyszkiewicz, „Alicja” (ur. 1907, zm. 1998) – hrabianka, w obozie Dulag 121 tłumaczka i sanitariuszka. Podczas działalności w obozie posługiwała się imieniem „Alicja”. W 1931 r. złożyła śluby czasowe w Zgromadzeniu Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego, przybierając imię s. Maria Teresa od Jezusa Ukrzyżowanego. W czasie okupacji niemieckiej przebywała w domu urszulanek w Milanówku, gdzie w szkole prowadzonej przez siostry uczyła języka francuskiego. W czasie pracy w obozie Dulag 121, po wygaśnięciu ślubów czasowych 15 sierpnia 1944 r., zdecydowała się na opuszczenie zakonu. Po wojnie mieszkała w Łodzi, gdzie ukończyła pedagogikę społeczną, pracowała w szpitalu psychiatrycznym „Kochanówka” i poradni zdrowia psychicznego.
Sylwetka
Nie są znane dokładne daty od kiedy siostra Maria Tyszkiewicz „Alicja” pracowała w obozie Dulag 121. Dzięki Kazimierze Drescher wiadomo, że od około połowy sierpnia była już w składzie komisji lekarskiej jako tłumaczka. Funkcję tę zawdzięczała perfekcyjnej znajomości języka niemieckiego. W obozie przejściowym w Pruszkowie „Alicja” Tyszkiewicz pełniła funkcję przełożonej – „Oberschwester” – pracujących na terenie obozu pielęgniarek, sanitariuszek i noszowych. Z tego też tytułu była obecna jako reprezentantka polskiego personelu podczas wizytacji obozu przez gen. von dem Bacha i wizytacji delegata Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, dr. Paula Wyssa. Jej postać tak została opisana przez współpracującą z nią w komisji lekarskiej Annę Danutę Sławińską w jej wspomnieniach „Kiedy kłamstwo było cnotą”:
Nieduża postać w szarym habicie ściągniętym skórzanym pasem. Podwinięte rękawy odsłaniają na złoto opalone ramiona. Proste skórzane sandały i takiż pasek od zegarka wyglądają sportowo i szykownie. Czarny mały czepeczek przykrywający płowe krótko obcięte włosy dopełnia całości stroju. Siostra urszulanka Alicja Tyszkiewicz […] przemierza obóz energicznym, szybkim krokiem, czasem uśmiechnięta, czasem ze ściągniętymi uporem brwiami i głęboką zmarszczką na czole. Jest bardzo przekonywająca – budzi sympatię. […] Przyglądam się siostrze urszulance uważnie, podpatrując jej sposób bycia i działania. Z Niemcami jest swobodna, koleżeńska, choć raczej szorstka. Potrafi żartować, to znowu stawia się energicznie. Czasem traktuje ich z góry, „z wieku i urzędu”. Jest w tej chwili, nie licząc magistra Kowalskiego, bodajże najstarszą osobą w zespole komisji lekarskiej – ma około trzydziestu pięciu lat, choć wygląda na dziesięć mniej. Mówi głośno, krótkimi zdaniami. Z natury wesoła, przy każdej okazji szczerzy zęby, choć niejednokrotnie ów śmiech jest wymuszony.
Bezpośredni sposób bycia, tytuł hrabiowski oraz strój zakonny sprawiał, że Niemcy darzyli ją szacunkiem i zaufaniem, nazywając „die graue Schwester” („szara siostra” – od szarego habitu, który nosiły urszulanki). Dodatkowo jej pozycję umocniła dawna znajomość z jednym z niemieckich żandarmów, którego „Alicja” Tyszkiewicz znała z czasów swoich studiów w Wiedniu. W warunkach obozowych był to kolejny sposób na uzyskanie u Niemców przychylnego stanowiska, co „Alicja” wykorzystywała:
Przystojny Hauptmann żandarmerii Wieczorek pozostawał w stałym – rzec by można towarzyskim – kontakcie z Alicją Tyszkiewicz. Stojąc przed zielonym wagonem, ucinali sobie przyjacielskie pogawędki. Znała go jeszcze z Wiednia, dla niej bywał więc specjalnie dostępny i uprzejmy. […] Znajomość Alicji i luźne kontakty z nim wystarczały do wykorzystania tego, że mógł coś załatwić, jeśli miał akurat na to ochotę.
Wyżej wymienione względy znacznie ułatwiały niesienie pomocy wysiedlonym. „Alicja” Tyszkiewicz była jedną z tych sióstr, które zanosiły listy zwolnionych przez komisję lekarską do obozowego Gestapo mieszczącego się w tzw. „zielonym wagonie”, gdzie funkcjonariusze niemieckiej policji sprawdzali je. Dopiero zaakceptowana i opieczętowana przez nich lista uprawniała do zwolnienia więźniów z obozu. Ważne były nie tylko adekwatne, prawdopodobne diagnozy, ale również osoba zanosząca listę, dlatego też w celu wybierano te sanitariuszki i tłumaczki, które cieszyły się zaufaniem wśród Niemców, a jedną z nich była właśnie „Alicja” Tyszkiewicz. Poza pracą w komisji lekarskiej „Alicja” starała się również pomagać bezpośrednio więźniom obozu.
To jest Alicja, która wprowadza do ambulatorium młodego, zdrowego jak byk chłopaka i apodyktycznym tonem każe go zabandażować, a potem idąc obok noszy, na których leży jęczący symulant z obandażowanymi kolanami, drze się na niego ostro:
– Niech pan nie histeryzuje! Nie takie cierpienia ludzie wytrzymują, zachowuje się pan jak baba!
Nie wiemy dokładnie kiedy „Alicja” Tyszkiewicz zakończyła pracę w obozie Dulag 121. Niestety nie zostawiła po sobie żadnych spisanych wspomnień. W latach 60-tych XX w. Anna Danuta Sławińska kontaktowała się z nią i kilkukrotnie spotykała w związku z pisaniem przez Sławińską wspomnień o obozie. Te, wydane drukiem („Kiedy kłamstwo było cnotą”) stanowią najobszerniejszy zapis działalności Marii „Alicji” Tyszkiewicz w obozie Dulag 121. Z tej książki pochodzą również wszystkie użyte w tym artykule cytaty o „Alicji” Tyszkiewicz.