menu

Wiśniewska Janina – rozmowa

Wiśniewska Janina – rozmowa

Janina Wiśniewska z d. Jasińska, ur. 1928 r., przez okres Powstania Warszawskiego przebywała przy ul. Wspólnej, od 15 września ukrywając się w piwnicach kamienicy. 3 października wraz z innymi mieszkańcami została wypędzona do obozu przejściowego w Pruszkowie, skąd wysłano ją na tereny Generalnego Gubernatorstwa. Podczas postoju pociągu w Kielcach udało jej się uciec z transportu. Swoją historię Pani Janina opowiedziała nam podczas wizyty w Muzeum Dulag 121 w 2019 roku.

Nazywam się Janina Wiśniewska. Urodziłam się w 1928 roku.

Gdzie Pani mieszkała w czasie okupacji?

Podstawówkę skończyłam w Piasecznie u sióstr z Rodziny Maryi [Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi – przyp. red.], a  potem wyjechałyśmy z siostrą do zakonnic do Warszawy przy ul. Chełmskiej.

Jak wyglądała ta okupacja gdy Pani była u sióstr? Jak one sobie radziły?

Radziły sobie. Mieliśmy tam tajne gimnazjum. Były lekcje oczywiście, tak jak w gimnazjum, z tym że pod przykrywką szycia koszuli niemieckich dla wojska. Więc jak mieliśmy jakąś kontrolę, wtedy wyjmowało się te koszule. To wszystko już zawczasu było przygotowane. Był manekin z koszulą i od razu zakonnice nam na biurka je układały. I dlatego też mieliśmy wolną drogę po Warszawie. Raz, jak była łapanka w tramwaju, to tylko się pokazało legitymację szkolną i nas puścili, bo inaczej by zabrali na wywóz do Niemiec.

Jakie dziewczynki były u tych Sióstr? Czy to były tylko Polki, czy były też Żydówki?

Żydówek chyba nie było. Może zakonnice tam ukrywały kogoś. Wiem, że była jakaś pani, która była w AK. Nie wiem czy potem w czasie Powstania była tam nadal. U tych zakonnic ksiądz, ci ministranci, wszyscy byli w AK.

Czyli była jednocześnie jakaś konspiracja. Starczało tam jedzenia, czy było bardzo ciężko? Czy chodziła Pani głodna?

Nie. Zakonnice dbały o to. Na czas wszystko było zrobione, to trzeba było  przyznać. Pracować u nich to się nie pracowało, bo wszystko robiły same. Naszym obowiązkiem było uczyć się.

Czy pamięta Pani moment wybuchu Powstania Warszawskiego?

Byłam akurat w Komorowie u pana doktora i pani doktorowej z dzieckiem i gosposią. Oni mieli taką willę w Komorowie. Ten lekarz to nazywał się Jankowski chyba. Wiem, że pracował w szpitalu na Czerniakowskiej. Widocznie on wiedział coś wcześniej, bo jak Powstanie wybuchło to od razu przyjechała ta pani doktor i zabrała nas do Warszawy. U nich byłam już w czasie Powstania. Na Wspólnej 42.

 Jak Pani to Powstanie zapamiętała?

No jak można zapamiętać? Po prostu strach. Bo to nie wiadomo było, kiedy przyjdzie kolej na tą naszą ulicę, Wspólną. Wiem, że 15 września ją bombardowali i do końca już się było tylko w piwnicy. Tam jadło się przeważnie to, co było w zapasie. A jeszcze jak brakowało to po prostu gołębie jedliśmy. Gosposia gotowała i jadło się to. Po wodę chodziliśmy z wiaderkiem przez Marszałkowską, na drugą stronę, pod barykadą. Pamiętam, jak tą barykadę się robiło. Z mieszkania wszystko trzeba było wynosić, a panowie już ją ustawiali. Wiem, że w budynku po drugiej stronie naszego domu był tzw. polowy szpital, dla tych właśnie powstańców.

Ale nie brała Pani udziału w żadnych akcjach?

W akcjach to nie. Z tym, że pomagało się przy tych chorych. Jak była potrzeba to się podało wodę, czy poszło się po lekarza, żeby podał coś. A tak specjalnie to nic nie robiłam. Na naszym podwórku chowali też zabitych. W prześcieradła byli zawijani, dokumenty tylko w to i tak się ich chowało.

No i przyszedł czas kiedy was wysiedlono. Kiedy to było?

Już po zawieszeniu broni. Bo np. Żoliborz się wcześniej poddał. Wola, Żoliborz. Wtedy stamtąd ludzie przechodzili kanałami na Śródmieście.

Jak Pani pamięta ten moment wyjścia z Warszawy?

No trzeba było iść i to z niczym. To, co się miało na sobie, tobołeczek jakiś. Ciepło było, więc ciepłego nic nie mogłam założyć na siebie. Miałam sukienkę, sweterek. I tak się szło całą tą drogę od Śródmieścia do samego Pruszkowa do obozu. Jak się szło tą ulicą, to z boku żandarmi szli. Pilnowali, żeby nikt nie uciekł.  3 października popołudniu jakoś dotarliśmy do tego obozu. Przenocowaliśmy i zaraz raniutko nas wzięli na plac, na segregację.

A jaki był ten nocleg?

Na kuckach jedno przy drugim siedziało w tym baraku. To był taki wielki barak. No i blisko tego baraku był ten plac. Dzisiaj to trudno poznać. Tego placu nie mogłam odnaleźć.

Gdzie Pani stąd wyjechała?

Doktor pomógł. Dostałam pod opiekę jego gosposię, starszą panią. Razem z nią skierowano nas do wywózki w głąb Polski [do Generalnego Gubernatorstwa – przyp. red.], ale nie dojechałam. Akurat pociąg zatrzymał się w Kielcach, żeby parowóz pobrał wodę i wtedy właśnie z tą gosposią uciekłyśmy. W tym momencie musieli nie pilnować, bo sporo osób uciekło. Tylko później Niemcy chodzili po budynkach i wyszukiwali „bandytów z Warszawy”. Tam do PCK przychodziły kobiety z dziećmi. Jedna pani przyszła z takim chłopczykiem i ten chłopczyk mówi „Mama, zabierz tą panią do siebie, zabierz tą dziewczynkę do siebie”. No i wzięła mnie do siebie. To była pani Dudała, to pamiętam. I tam byłam u tych państwa cały czas. Opiekowali się mną bardzo dobrze.

Jak długo była Pani u nich?

Przez całą zimę i dopiero w styczniu [wyjechałam] pociągiem do Piaseczna, do tych zakonnic. Dokończyłam u nich gimnazjum. Mając później skończone gimnazjum, trzeba było już samemu dawać sobie radę. I dostałam pracę w Małkini. Akurat spotkałam zupełnie przypadkowo swoją cioteczną siostrę w Warszawie i jej mąż wziął mnie do Małkini do pracy do biura na kolei. I tam już pozostałam.

Proszę jeszcze powiedzieć, jak potoczyły się losy Pani siostry?

Ona została cały czas u zakonnic na Chełmskiej. Jakoś przedostała się z dziećmi na Wilanów. No i później dowiedziałam się, gdzie jest i ją ściągnęłam do Piaseczna. Mam z nią cały czas kontakt, mieszka w Warszawie.

Miała Pani jakąś rodzinę, która mieszkała w Warszawie w czasie Powstania?

Mój ojciec z macochą byli gdzieś na Woli. Przeżył wojnę. Babcia tylko nie przeżyła. Podczas Powstania akurat zmarła i w takiej ogólnej mogile została pochowana, na Wolskiej, razem z tymi partyzantami. Bo już na cmentarz jej nie doprowadzili.

Naprawdę chciałam zobaczyć to miejsce i syn mnie dzisiaj przywiózł.

To bardzo ważne, że zechciała Pani nam to wszystko opowiedzieć.

 

Powiązane hasła

”None

Skip to content