menu

17 PAŹ

17 PAŹ

1914

Zniszczony kościół żbikowski, zbiory Książnicy Pruszkowskiej

17 października 1914 r., korzystając z przerwy w trwającej od 13 października pod Pruszkowem bitwie artyleryjskiej, rozpoczęła się dramatyczna ewakuacja pacjentów z tworkowskiego szpitala, którą relacjonował 22 października „Kurjer Warszawski”:

Z soboty na niedzielę wyprawiono do Warszawy pierwszą partję umysłowo chorych, a w niedzielę nad ranem specjalnym pociągiem z Rozjazdu10 odwieziono pozostałą resztę – furjatów i furjatki. Do stacji Rozjazd trzeba było odprowadzić tę ostatnią partję piechotą. Nie było to rzeczą łatwą. Furjatom kazano trzymać się sznura, zrobionego z ręczników i prześcieradeł, z zapowiedzią, że, jeżeli go puszczą, niemcy ich zastrzelą. Szli całą wiorstę, trzymając się mocno i pilnując się wzajemnie, aby kto sznura nie puścił. W porządku utrzymywała ich trwoga śmierci, rozbudzony instynkt samozachowawczy. Gorzej było z furjatkami. Rozjuszone, wściekłe rzucały się na dozorczynie, pluły na eskortujących ich żołnierzy, obrzucały ich gradem przekleństw, skradały się ku nim cicho, podstępnie i znienacka szczypały i drapały. Żołnierzom zapowiedziano, że nie wolno im żadnej chorej uderzyć, szli więc spokojnie, powtarzając w kółko: „Otstań” i wypatrując z utęsknieniem stacji kolejowej. „Gorsze od niemców” – mówili później i żegnali się pobożnie na wspomnienie eskortowanych furjatek. Na stacji czekał już pociąg. „Jak ich usadowić?” – zapytał wskazując na chorych konwojujący oficer. „Jak najciaśniej” – odpowiedział, patrząc porozumiewawczo, lekarz. Za chwilę ruszył pociąg. Na polach czaiła się złowieszcza cisza, przerywana histerycznym krzykiem i piskiem nieszczęśliwych chorych.

W artykule „Echo Pruszkowskie” (1924 nr 7) „Kościół Żbikowski w 1914 roku” Jerzy Ryx opisywał wydarzenia z 17 października 1914 roku z okolic żbikowskiej świątyni:

Nazajutrz [17 października 1914 r.], jeszcze szary świt nie rozpędził mroków nocy, gdy głośny huk armat niemieckich rozbudził ks. proboszcza. Szybko zmówiwszy ranną modlitwę, wybiegł przed dom. Tuż pod kościołem, od strony północno‑wschodniej, stał komendant w grupie oficerów, z których jeden trzymał przy uchu słuchawkę telefonu i raz wraz raportował, co mówiono z wieży, gdzie za framugami okien stali rosyjscy wywiadowcy. Po chwili, zgodnie ze wskazówkami obserwatorów, zagrały także i baterie rosyjskie, ukryte poza ogrodem i budynkami, kierując ogień głównie na kościół w Rokitnie. I tak rozpoczął się ten okropny koncert stalowych potworów.Pierwsze strzały niemieckie nie donosiły i bomby pękały w polu przed kościołem. Rosyjskie baterje, większego kalibru i dokładniej na odległość nastawione, skuteczniej ostrzeliwały nieprzyjaciela, zmieniając w gruzy świątynię w Rokitnie.

1936

Fotografia z archiwum Wydziału Geodezji i Gospodarki Nieruchomościami Starostwa Powiatowego w Pruszkowie

17 października 1936 r. oficjalnie zakończyła się trwająca od 1907 r. budowa kościoła św. Kazimierza. Tegoż dnia została odprawiona uroczysta msza w intencji zmarłego zaledwie miesiąc wcześniej prof. Czesława Domaniewskiego – autora projektu architektonicznego kościoła. „Głos Pruszkowa” (25 X 1936 r.) donosił:

Do kart historii Pruszkowa wpisać należy fakt dokończenia budowy kościoła św. Kazimierza i utrwalić datę rozpoczęcia nabożeństw w dobudowanym prezbiterium. Dzień 17 października 1936 r. dla tutejszych Polaków – Katolików nie tylko był dniem pierwszej uroczystej sumy celebrowanej w prezbiterium przez ks. kanonika J. Dąbrowskiego dziekana warszawskiego, w asyście ks. ks. prefektów Skrzeczą i Kuleszy i dopełnionej podniosłem kazaniem ks. dr. Boi. Dudzińskiego.” W dniu tym parafianie nie tylko mogli po raz pierwszy podziwiać całą okazałość wnętrza nowej świątyni, lecz przede wszystkim stwierdzić mogli fakt. że w sercach polskich żyje głęboka wiara, i że o tę wiarę rozbić się muszą wszelkie zakusy i ciosy bezbożniczej krwawej fali zła, barbarzyństwa i nienawiści. Kościół św. Kazimierza w pierwszym rzędzie wzniosła idea katolicka i narodowa tutejszej ludności. Lecz ofiarność społeczna częstokroć bywa zamknięta drzwiami, do których należy kołatać. Trudną tę niemiłą choć szlachetną misję spełnia już lat blisko siedemnaście — ks. proboszcz Edward Tyszka. Dlatego też stwierdzamy, że ks. proboszcz Tyszka dokończywszy budowy kościoła dokonał wielkiego dzieła dzięki swemu taktowi, niezmordowanym zabiegom i zwalczaniu kłopotów związanych z budową. Ks. Tyszka szedł wytrwale drogami swych poprzedników pierwszych budowniczych kościoła, a więc ks. Detkensa, Rostkowskiego i Burakowskiego. Na historyczne dla Pruszkowa dzieło złożyli się ofiarni parafianie poprzedzani niezapomnianej wartości przykładem pierwszego hojnego kolatora śp. Antoniego hr. Potulickiego, który zwalczył trudności czynione przez rząd zaborczy, ofiarował plac i znaczną część cegły na budowę murów. Ofiarność płynęła różnemi drogami dzięki inicjatywie i pracy członków komitetu budowy takich jak ś. p. Józef Bielawski i wielu żyjących działaczy, a zwłaszcza całego zastępu pań, które nie szczędzą trudów i zabiegów przy każdej imprezie urządzanej na budowę kościoła. Więc też stanęła monumentalna imponująca rozmiarami świątynia w stylu romańsko-gotyckim, a strzelista i lekka architektura jej wnętrza zachwyca znawców. Wielkie dzieło talentu ś. p. Czesława Domaniewskiego, profesora architektury przy Politechnice Warszawskiej, zmarłego przed kilku zaledwie tygodniami. Nie sądzone było artystycznemu twórcy świątyni doczekać pierwszego nabożeństwa odprawionego w prezbiterium, mimo iż było to najgorętszym jego życzeniem. To też słusznie pierwsza msza św. w dn. 17 b. m. odprawiona została za spokój duszy ś. p. prof. Czesława Domaniewskiego. Główna i boczne nawy mieszczą swobodnie parafian, nabożeństwa odprawiane są przed wielkim choć prowizorycznym ołtarzem, (dawny tryptyk z kaplicy prywatnej ś. p. hr. Potulickiego), sklepienie nad kościołem dolnym jest, witraż ze św. Kazimierzem z daru p. posła Markowicza, lecz jakże daleko jeszcze do całkowitego wykończenia kościoła, do wykończenia kaplicy N. M. Panny, do zakończenia brzydko obciętych wierzyć, do zbudowania stałych ołtarzy, do zapełnienia witrażami okien, wreszcie do spłacenia długów!

Skip to content