menu

22 PAŹ

22 PAŹ

1914

Kościół żbikowski zniszczony podczas bitwy w październiku 1914 r., zbiory Książnicy Pruszkowskiej

22 października 1914 r. zakończyła się trwająca kilka dni artyleryjska bitwa o Pruszków. Gdy dym wystrzałów opadł, Zygmuntowi Bartkiewiczowi, dziennikarzowi i pisarzowi z Brwinowa, odsłonił się krajobraz rozległych zniszczeń. Jego relacja z pogorzeliska ukazała się w „Kurjerze Warszawskim” 24 października 1914 r. Bartkiewicz pisał:

Od Żbikowa zaczynał się obraz zniszczenia, rozrastający się w miarę zbliżania się do stacji. Tu wyłom w murze, tam facjata wyrwana, wszędzie poniszczone parkany. Warsztaty kolejowe względnie mało uszkodzone. Znacznie więcej ucierpiała dzielnica, w której mieszkamy, położona w pobliżu stacji zwana Pruszkowem II‑gim. Znajdująca się tam fabryka ołówków Majewskiego spłonęła, jak również kilka domów przy ulicy Stalowej. W pięknym parku Bersona wiele drzew połamanych, ogrodzenia zniesione doszczętnie. Ulice tej dzielnicy poprzecinane okopami, gęsto usiane wystrzelonemi nabojami, świadczą, jak zaciętej bitwy były one terenem. Mieszkańcy jej pozbierali i pochowali na pamiątkę kule armatnie, znajdowane w domach i na podwórzach. Domy mocno uszkodzone bombardowaniem, a najwięcej ucierpiały te, które leżały bliżej pól – od strony Helenowa, stamtąd bowiem szedł ogień nieprzyjacielski. Niemcy, wyparci w ubiegły wtorek szturmem z Pruszkowa, okopali się w sąsiednim Helenowie i tam bronili się zacięcie przez cały tydzień. Dom, w którym mieszkamy, cudem prawie ocalał; jedyną szkodą, którą mu bitwa wyrządziła, są potłuczone w oknach szyby. Kule karabinowe poprzebijały je, pozostawiając w nich okrągłe, jakby nożem wykrojone otwory. Kilkanaście kul karabinowych utkwiło w ścianach, inne, odbiwszy się o nie, leżały na podłodze. Ocalony po bitwie dom, ocalony sprzęt, to jakby los wygrany na loterji. Radość z powodu tej naszej wygranej zaćmiona jednak była stratami, które ponieśli nasi sąsiedzi i znajomi. Spokój i całość naszego kąta pozwoliły nam na natychmiastowe zagospodarowanie się i ugoszczenie tych nieszczęśliwych, którym burza zmiotła ich własne gniazda. Jednemu spłonęły wszystkie ruchomości, inny nie mógł pozostać w zajmowanem mieszkaniu, bo kula armatnia na wylot przebiła ściany, druzgocąc mu meble. Byli i tacy, którym rabusie wszystko zabrali. Trafiało się to przeważnie w tych domach, z których mieszkańcy w pierwszych chwilach paniki zbiegli. Gdzie miano odwagę i cierpliwość przeczekać bitwę skrywszy się do piwnic, tam złodzieje szkód nie wyrządzili.

Skip to content