Kleks – Rąbek prawdy (Echo Pruszkowskie 1928 nr 14-15)
Fabryka Ultramaryny Sommera i Nowera to jedna z ikonicznych pruszkowskich fabryk. Powstała w 1889 roku przy ul. Bolesława Prusa, gdzie na pustej dziś parceli znaleźć można jeszcze resztki błękitnej terakoty. Choć fabryka funkcjonowała do 1939 roku, więc czterdzieści lat, nie wiemy o niej dużo. Dlatego każdy tekst, a nawet wzmianka o funkcjonowaniu zakłady jest niezwykle cenna. W 1928 roku w „Echu Pruszkowskim” nr 14-15 ukazał się dłuższy reportaż poświęcony fabryce autorstwa Andrzeja Kleksa. Za pseudonimem tym krył się Marian Józefowicz – akwizytor ogłoszeniowy, który od 1928 r. zaczął intensywnie działać na niwie pruszkowskiej prasy. Pisał reportaże, żartobliwe teksty, opowiadania i wierszyki do „Echa Pruszkowskiego”, a potem do „Tygodnika Pruszkowskiego”.
Andrzej Kleks (Marian Józefowicz)
Rąbek prawdy
„Echo Pruszkowskie” 1928 nr 14-15
Nie jednokrotnie zapytywano mnie czemu nie poruszam sprawy, o której będzie mowa. Należąc jednak do ludzi, których słowami przekonać jest dość trudno – odpowiadałem zwykle krótko: proszę poczekać! Uważałem bowiem, iż opieranie się na gołosłownych wywodach, nie licuje z godnością szanującego się dziennikarza. Nie chcąc zaś wejść w kolizję z własnem sumieniem, odkładałem opisanie tej sprawy do chwili, gdy mi czas pozwoli na naoczne przekonanie się. o istocie prawdy. A muszę powiedzieć, że nie łatwa to rzecz dl a zapracowanego człowieka, poświęcenie dwu czy trzech godzin li tylko po to, by się przekonać, że nie wszystko tak wygląda, jak ludzie mówią. Poszedłem jednak.
Po przekroczeniu bramy fabryki ultramaryny (o niej to jest mowa) i po wylegitymowaniu się kim jestem, zostałem zaproszony do gabinetu szefów, gdzie mi się przedstawili p. p. Kazimierz Nower i inż. Bronisław Irlicht.
– Bez żadnych wstępów zainterpelowałem obu panów, czy prawdą jest, że wyziewy pochodzące z pieców do wypalania ultramaryny, zatruwają powietrze.
– Tak było – odpowiedział bez ogródek inż. Nower. Jednak nie było tak strasznie, jak to sobie ludzie wyobrażają. Toć przecież gdyby to zatruwanie powietrza zagrażało życiu czy też, zdrowiu ludzkiemu – władze już dawno nakazały by zamknięcie fabryki. Chwała jednak Bogu egzystujemy już od 1898 roku, a o otruciu kogokolwiek mowy jeszcze nie było.
– Nie przeczę temu, że wyziewy wydzielające się z pieców, posiadają składniki szkodliwe; jednak proszę mi wierzyć, iż zatruwanie organizmu ludzkiego jest wykluczone.
– Nie twierdzę również, że wydzielające się wyziewy posiadają jakąkolwiek własność leczniczą – mówi z uśmiechem inż. Nower. Bowiem fabryka ultramaryny nie jest zakładem leczniczym i bynajmniej do uleczania obywateli Pruszkowa nie pretendujemy.
– Pozwolę sobie jednak nadmienić, iż okolice w pobliżu, których znajdują się kopalnie węgla, są w daleko gorszych warunkach zdrowotnych niż Pruszków.
– A ten odór pochodzący od siarki? – spytałem.
– Jestem inżynierem chemikiem i jeżeli pan sobie życzy mogę go objaśnić o przyczynach tego nie zbyt miłego odoru do którego my „ultramaryniarze” przyzwyczajeni jesteśmy tak, jak wy panowie dziennikarze do farby drukarskiej i specyficznego zapachu gazetowego. Proszę mi jednak wierzyć, iż te wyziewy siarkowe nie posiadają zabójczych właściwości, co jest stwierdzone nie przeze mnie, lecz trochę wcześniej ode mnie. Rzecz prosta, że jeżeli ktoś będzie się zajadać siarką jako rarytasem, to nie ręczę ani za jego zdrowie, ani też za życie.
– A może pan życzy zwiedzić naszą fabrykę – spytał mnie inż. Irlicht.
– Właściwie po to przyszedłem – powiedziałem. Nie tracąc więc drogiego czasu udaliśmy się na zwiedzenie fa bryki, po której oprowadzali mnie obaj inżynierowie.
– Fabryka jak fabryka! Nic specjalnie nowego i, nic nadzwyczajnie ciekawego. Muszę bowiem powiedzieć, że wyrób ultramaryny nie wymaga specjalnie precyzyjnych maszyn. Prawda że ultramaryna to nie zegarek lub narzędzia chirurgiczne! Ultramaryna bowiem jest to sobie taki zwykły, niebieski proszek, używany powszechnie do prania bielizny, do farb, laków; używają go również w cukrowniach i w fabrykach włókienniczych. Jak widzimy więc nie warto zbytnio rozpisywać się o tym tak pospolitym proszku, któremu jest na imię: ultramaryna.
– Mogę jedynie powiedzieć, że wyrób ultramaryny opiera się na ścisłych proporcjach pewnych składników chemicznych, oraz na odpowiednie utrzymanej temperaturze. Bo proszę sobie wyobrazić, że chcąc otrzymać ultramarynę, trzeba połączyć takie to, a takie części składowe; w takiej a takiej dozie (kto jest ciekawy niech zajrzy do encyklopedji) i dopiero wtedy pakuje się tę mieszaninę do pieca, w którym owa mieszanina pokutuje przez okrągłe (jest to sekret fabryczny) godzin.
Uprzednio jednak – jeden ze składników podlega przemiałowi, który się odbywa w wielkim i nowocześnie urządzonym przemielaczu. Gdy już nastąpiło dokładne spreparowanie surowca nakłada się go do betonowych doniczek o wysokości do 25 cm. i wstawia się do pieca, który zostaje: szczelnie zamurowany. Takich pieców w fabryce panów Sommer i Nower znajduje się kilkanaście.
Gdy już proces wypalania został ukończony – piece podlegają rozumowaniu, a wydobywana z nich ultramaryna idzie do specjalnie urządzonych kadzi, w których oprócz odbywającej się kąpieli i przepłukiwania – podlega ona innemu procesowi tj., że tak powiem podziałowi na odcienie, oraz skomplikowany przerób chemiczny, mianowicie; dokładne filtrowanie i odciąganie składników obcych, powtórne mielenie,’ centryfugowanie, wielokrotne szlamowanie, suszenie, mechaniczna segregacja. Dopiero po przebyciu tych wszystkich procesów, gotowa już ultramaryna odstawiana jest do składów, gdzie zostaje rozważana na rozmaite ilości i wreszcie pakowana w torby torebki, torebeczki.
Tyle o ultramarynie.
– A teraz pomówmy nieco o fabryce i jej urządzeniach. Jedna z hal fabrycznych, przeznaczoną jest na maszynę parową o mocy 100 H. P. i służy jako siła pociągowa. Obok znajduje się warsztat remontowy, dalej zaś kotłownia. Cała transmisja posiada górne urządzenie jest zabezpieczona siatkowe mi ochronnikami. W jednym z pawilonów zainstalowany jest motor elektryczny, puszczany automatycznie w ruch podczas odbywających się zmian. Fabryka bowiem pracuje na dwie zmiany. Motor ten zastępuje maszynę parową poruszającą pompy połączone z wieżami absorbcyjnemi.
– Gdy już obejrzałem wszelkie osobliwości godne oglądania, zwróciłem się do inż. Nowera z zapytaniem, czy dyrekcja fabryki poczyniła jakieś kroki w kierunku unieszkodliwiania gazów, wytwarzających się podczas fabrykacji ultramaryny.
– W celu zapobieżenia złu – mówi .inż. Nower – wprowadziliśmy i wprowadzamy bardzo kosztowne urządzenia. Nie szczędzimy ani pracy ani też pieniędzy, bowiem chodzi nam o to, by fabryka nasza odpowiadała wszelkim wymaganiom współczesnej techniki i higjeny. Proszę mi wierzyć, iż nad ulepszaniem naszego zakładu nie ustajemy ani na jedną chwilę. Każdy jednak musi się zgodzić, że fabryka budowana trzydzieści lat temu nie może posiadać tych urządzeń jakie posiadają fabryki nowoczesne. Nie znaczy to jednak, by fabryka nasza nie dążyła do wprowadzania ulepszeń, czego jest najlepszym dowodem instalowanie wielkiej wieży absorbcyjnej, połączonej z aparatami chłonnymi. Wieża ta jest ostatniem słowem techniki i sztuki inżynieryjnej. Nie mogę jednak ujawniać detali i sekretów konstrukcyjnych wieży i aparatów chłonnych, ponieważ zobowiązani jesteśmy przez firmę instalującą nam te urządzenia, do zachowania tajemnicy patentu.
– Musimy panu dodać jeszcze, objaśnia inż. Ilricht – iż oprócz tej wielkiej wieży, każdy piec do wypalania ultramaryny posiada własną, obok stojącą wieżę, które są połączone jedna z drugą odpowiednio urządzoną instalacją. Wytwarzające się więc gazy, przechodząc przez szereg półkowych urządzeń, znajdujących się wewnątrz tych wież, i dostawszy się do tej wielkiej wieży; zaś stamtąd, gdy przejdą, do aparatu chłonnego unieszkodliwienie ich następuje całkowite.
– Jak pan widzi staramy się i czynimy to wszystko, co jest. nie tylko ‚w naszej mocy, lecz co jest możliwe i osiągalne przez człowieka w ogóle. Nie chcemy bynajmniej twierdzić, że czynimy jakąś ofiarę – lub, że pragniemy być specjalnie czyści wobec społeczeństwa. Nie! – mówi z mocą inż. Nower – Pragniemy jedynie iść z postępem nauki, która jak panu wiadomo nie znosi kroku wstecz.
– Pozwolę sobie jeszcze dodać, iż oprócz tego, że jesteśmy fabrykantami, czujemy się obywatelami kraju, dla którego z całym zapałem pragniemy pracować. Zdajemy bowiem sobie sprawę, że z rozwojem rodzimego przemysłu i handlu, następuje dobrobyt obywateli i rozkwit państwa jako takiego.
– Dalej – mówi inż. Nower – musieliśmy pomyśleć i o tern, by zabezpieczyć ludność, zamieszkującą w bliskości naszej fabryki, od niemiłych wyziewów i gazów, ulatniających się z pieców podczas odbywającej się fabrykacji ultramaryny.
Twierdzę jednak raz jeszcze, iż przesadzają ci, co twierdzą, że gazy ulatniają się w wielkiej ilości, oraz, że działanie tych gazów zabija organizm ludzki.
– A proszę mi powiedzieć – zapytałem – co to jest za woda, spływająca z kanału fabrycznego na którą tak narzekają mieszkańcy?
– Proszę zobaczyć – zaprasza inż. Irlicht i prowadzi mnie na podwórze fabryczne. Po drodze zostaję poinformowany, że w swoim czasie woda spływająca z tak zwanych ostojków, posiadała kolor niebieski. Woda ta przechodziła przez prymitywnie urządzony ściek i wydostawała się poza teren fabryczny, wpadając do rowu znajdującego się na terenie majątku p. hrabiny J. Potulickiej. Rzecz prosta, że woda posiadająca sporą zawartość ultramaryny, a do tego w połączeniu z nieczystościami, znajdującemi się w ściekach i rowie, musiała podlegać rozkładaniu się tj. zepsuciu.
– Obecnie sprawa przedstawia się inaczej, bowiem jak pan widzi woda znajdująca się w kanale posiada barwę zupełnie białą. Powiem więcej: analiza wykazała, że woda ściekająca z naszej fabryki jest zupełnie czysta; nadto nie posiada żadnego zapachu. Przeciwnie woda z rowu ma wyraźnie gnilny zapach. Jest więc czarne na białem, że sprawcami zanieczyszczania wody, znajdującej się w rowie, byli i są niechlujni mieszkańcy, lecz nie nasza fabryka o co nas ciągle i niesłusznie posądzano-
Ponieważ lubię być dokładnym, przeto zainteresowałem się urządzeniem kanału ściekowego
– Jak już na początku mówiłem ultramaryna podlega procesowi przepłukiwania. Otóż z kadzi czyli ostojników w których się to przepłukiwanie odbywa, spływa woda do betonowanego kanału, który przy ujściu jest połączony z basenem napełnionym kamieniem wapiennym. Basen ten spełnia funkcję filtru przez który woda wydostaje się poza teren fabryczny. Nadmienić jeszcze muszę, że jak kamień, tak i basen filtracyjny czyszczone są co dwa, trzy tygodnie.
Po dokładnem obejrzeniu wszystkich zakamarków, ‚przeszliśmy do kantoru, gdzie w gabinecie szefów zadałem jeszcze parę pytań, dotyczących produkcji. Mianowicie z toku rozmowy dowiedziałem się, że w przemyśle ultramarynowym, fabryka Sommer i Nower zajmuje dominujące stanowisko – jeżeli chodzi o Polskę!
Roczna produkcja fabryki, wynosi około 400.000 kg. ultramaryny, przy sile roboczej około 100 ludzi.
Dobroć ultramaryny produkcji fabryki Sommer i Nower została stwierdzona analizą przeprowadzoną w Centralnem Laboratorjum Cukrowniczem z wynikiem: „odpowiadającym warunkom technicznym”. Wielkimi odbiorcami ultramaryny fabryki Sommer i Nower są instytucje państwowe: monopole, kolej, wojsko itp. Zaś przemysł cukrowniczy, tapeciarski, tekstylny – dają również zamówienia wagonowe.
Obecnie fabryka eksportuje swoją ultramarynę zagranicę tj. do Rumunji i na Daleki Wschód, konkurując z ultramaryną niemiecką i łotewską. A trzeba nadmienić, że Łotwa posiada u nas specjalne ułatwienia celne właśnie na ultramarynę, która poza wyrobami gumowemi jest jedynym przemysłem łotewskim.
Pomimo to jednak, że fabryka ultramaryny w Pruszkowie napotyka na trudności konkurencyjne, jednak daje sobie radę i rozwija się pomyślnie.
– Nadmienić mi wypada, że w fabryce tej jest zatrudniony cały szereg robotników, którzy pracują w niej prawie od założenia i czują się doskonale pomimo „zabójcze” ultramarynowe wyziewy.
Nie mogę również pominąć milczeniem nazwiska zasłużonego dla firmy szefa biura p. Karola Semiatycza który pracuje z pożytkiem dla firmy okrągłe 25 lat. Miałem również okazję zetknięcia się z zarządzającym fabryką p. Władysławem Szymańskim, który również pracując tam od lat 25-ciu przyczynił się w wielkiej mierze do rozwoju fabryki.
Pruszkowska fabryka Ultramaryny p. f. Sommer i Nower jest spółką akcyjną, na czele której stoi jako prezes p. D. Nower członkami zarządu są p.p. inż. Kazimierz Nower i inż. Bronisław lrlicht – obaj chemicy.
Andrzej Kleks