Kleks – Z gliny powstaje („Echo Pruszkowskie” 1928 nr 11, 3 VI 1928)
W międzywojniu Pruszkowska wytwórnia fajansu – jedna z najstarszych fabryk Pruszkowa, której dzieje sięgają jeszcze lat 80. XIX wieku – zmieniła właścicieli. W 1922 roku dotychczasowy właściciel Jakub Teichfeld sprzedał fabrykę Stanisławowi Ehrenreichowi. Zakład, którym kierowała jego siostra Regina, nie zdołał jednak sprostać renomie dawnej wytwórni. W 1928 roku na łamach „Echa Pruszkowskiego” ukazał się poświęcony fabryce artykuł Mariana Józefowicza, jednego z najbardziej płodnych autorów międzywojennego Pruszkowa, znanego pod pseudonimem Andrzej Kleks. Wbrew optymizmowi autora, sytuacja finansowa fabryki nie była najlepsza. Ehrenreichowie byli znacznie zadłużeni wobec miasta, a robotnicy regularnie strajkowali, protestując przeciw niskim płacom i złym warunkom pracy w fabryce.
„Echo Pruszkowskie” 1928 nr 11, 3 VI 1928
Andrzej Kleks – Z gliny powstaje
Fabryka fajansu i wyrobów ceramicznych w Pruszkowie, była nie tylko niemym świadkiem rozgrywającej się tragedji w roku 1914. Fabryka ta była bezpośrednią aktorką tragedji, rozgrywającej się na ziemiach Polski, podczas brutalnego najazdu, dokonanego przez niemców.
Ci oświeceni brutale, uważali swój obowiązek niszczenia cudzego dobra. Cudza własność – tak ściśle przestrzegana w ich własnym kraju – na ziemiach obcych nigdzie i nigdy nie była przestrzeganą. Wszystko to, co nie było niemieckie, podlegało bezapelacyjnemu zniszczeniu. Te też ręka niemieckiego żołdaka, kierowana przez niemieckiego generała i inżyniera – łamała i zmiatała to wszystko, co nie było niemieckie. Cóż więc dziwnego, że ta sama ręka, burząca dobytek Belgów i Francuzów – burzyła wszystko, co stało na jej drodze na ziemiach naszych.
– Niemieckie „Oświecone chamstwo” podszedłszy pod Pruszków, postanowiło w imię swych „haseł” nie pozostawić całymi nawet kamienie. Miał to być odwet za Psie Pole! Za Grunwald! Za krnąbrność dumę Drzymały!
Zniszczyć Polskę, zgiąć jej kark dumny, a potem zrobić z niej prowincję pracującą i płacącą podatki dla niemieckiego skarbu.
– Zagrzmiały niemieckie działa grzmotem złowrogim… Posypały się pociski na nieme nieszczęsne mury fabryki fajansów w Pruszkowie, siejąc wszędy zniszczenie i pożary. Z szatańskim uśmiechem na ustach kanonier niemiecki przytykał lont do lufy armatniej, ciesząc się ze skutków, jakie wywoła pocisk wpadający między pawilony bombardowanej przez niego fabryki.
– Żądzy niemieckiej stało się zadość…
Fabryka na ziemiach Polskich – wróg niemieckiego przemysłu – legł w gruzach.
– Kanonier w okrągłej mycce, inżynier z monoklem w oku i fabrykant o ptasiej twarzy, uśmiechają się obleśnie… .
– Pierwszą czynnością po zbombardowaniu było przystąpienie do planowego unieszkodliwienia fabryki. Demolowano maszyny przez rozbieranie ich i wywożenie. Wszystkie części mosiężne i miedziane zabierano z wielką skrupulatnością. Części te wysyłano do Niemiec, by po przetopieniu i przerobieniu ich na części – do pocisków prowadzić swe dzieło niszczycielskie.
W pałacu znajdującym się na terenie fabrycznym: urządzili szpital polowy na kilkadziesiąt łóżek. W budynkach ocalałych podczas bombardowania umieścieli wielki garnizon.
– Wiele miał kłopotu z Niemcami poczciwy pan Jakób Nowicki. Pracując w tej fabryce od lat pięćdziesięciu ukochał ją bardzo, przeto nic dziwnego, że serce jego nie mogło się pogodzić z dokonaną przez Niemców zbrodnią. Ani na jedną chwilę ten prawdziwy robotnik nie opuścił murów fabrycznych. Czuwał nad jej zgliszczami, dając na każdym kroku odczuć najeźdzcy, że nie oni są tutaj panami. Były więc chwile, że temu szlachetnemu robotnikowi groziło rozstrzelanie.
– Jednak Nowicki jest i będzie do śmierci w „swojej” fabryce fajansów.
– Niemcy byli – i uciekli wygnani…
– W jakim stopniu uległa fabryka zniszczeniu może posłużyć fakt, że były właściciel p. J. Teichfeld postanowił ją rozebrać zupełnie. Od tego zamiaru powstrzymał go p. Stanisław Ehrenreich, proponując nabycie fabryki, którą pragnął uruchomić.
W początkach stycznia 1922 roku transakcja doszła do skutku, a już w lipcu tegoż roku fabryka poszła w ruch. Prawda, że nie wszystkie działy zdołano uruchomić; jednak fakt zostanie faktem, że w przeciągu paru zaledwie miesięcy – tchnięto życie w gruzy, porosłe mchem i zielskiem.
Nie szczędząc zachodów ni kosztów p. Stanisław Ehrenich postanowił odbudować fabrykę za wszelką cenę, uważając, że każdy dzień zwłoki przynosi stratę nie tylko jemu, lecz i krajowi. To też już w lipcu 1922 r. ks. Tyszka dokonał aktu poświęcenia, na którem byli obecni oprócz wybitnych obywateli Pruszkowa, przedstawiciele rządu i władz municypalnych st. m. Warszawy.
– Od tej pory życie w fabryce fajansów potoczyło się zwykłym torem. Kominy fabryczne zionęły brunatnym dymem, dając znać ludziom i światu, że fabryka żyje. Setki robotników znalazło pracę, odciążając od państwa darmozjadów, pobierających ze Skarbu bezzwrotne zasiłki.
Z biegiem czasu fabryka została przeprowadzoną do pierwotnego stanu t. j. do pełni produkcji przedwojennej, co się przyczyniło w znacznej mierze do zasilania, naszego rynku krajowego w produkty codziennego użytku. Jak p. Ehrenreich nie ustawał w zabiegach, lecz starał się doprowadzić swoje wyroby do takiej doskonałości, by mogły konkurować z wyrobami zagranicznemi.
Po wielu trudach i eksperymentach, udało się mu udoskonalić warsztat pracy, wyszkolić personel i przeprowadzić badania surowców, by produkty wychodzące poza bramy fabryczne odpowiadały pod każdym względem wymaganiom współczesnej techniki.
– Zasadniczo fabryka posiadała już swoją wyrobioną markę i tradycję, bowiem egzystując od r. 1878 zdołała utorować sobie drogę pośród wyrobów innych fabryk. Każdy jednak zgodzi się, że ośmioletnia przerwa, spowodowana wyżej opisanymi wypadkami, musiała wywołać szereg rozmaitych przyczyn z powodu, których nastąpiło zerwanie kontaktu z odbiorcami. Brak ciągłości pracy zaciera szlaki utorowane przez tradycję i rozdwaja duchowe zespolenie się przy jednym warsztacie pracy. Te właśnie dwie najważniejsze przyczyny, wymagały radykalnego posunięcia, na co jednak potrzeba było czasu potrzebnego do ewolucyjnego przejścia na dawne szlaki.
Krok za krokiem, zdobywała fabryka rynek wewnętrzny, torując sobie drogę przy pomocy radykalnego i niezawodnego środka: dobrocią i taniością artykułów. Powoli rynek krajowy zaczął się nasycać wyrobami firmy St. Ehrenreich, która ze swej strony czyniła wszystko, co leżało w jej mocy, by firmom odbiorczym ułatwiać warunki kredytowe. Chodziło bowiem i o to, żeby z biegiem czasu wyrugować od nas towar zagraniczny. A stać się to mogło wtedy, gdy firmy krajowe będą już na tyle silne i wyspecjalizowane, by mogły konkurować z firmami zagranicznemi. Pragnąc zaprezentować swoje wyroby, posyła je p. Ehrenreich na wszystkie wystawy, zdobywając wszędzie nagrody i pochwały.
– Wiadomem jest jednak, że wszelkie eksperymenty pociągają za sobą bardzo często poważne następstwa. Wszelkie doświadczenia wywołują kryzysy, powodujące przeważnie ostre przesilenie organizmu, na którym te doświadczenia są czynione. Gdy jednak do tych i innych przyczyn dodamy okoliczności zewnętrzne, to do katastrofy będzie już bardzo blisko…
W takich to warunkach znalazła się fabryka p. Ehrenreicha w latach 1924 – 1926, kiedy to – dewaluacja pieniądza doprowadziła wiele poważnych przedsiębiorstw do upadku.
Bardzo ciężkie chwile przeżywała fabryka w momencie wyżej wspomnianym. Były momenty, że placówce tej groziła zupełna ruina, co mogło odbić się fatalnie nie tylko na p. Ehrenreichu, lecz i na tych rzeszach pracowniczych, które przy nim znajdywały pracę.
Jednak p. Ehrenreich zorjentowawszy się w porę i opanowawszy sytuację, potrafił wypłynąc na czyste wody, na których utrzymuje się do dnia dzisiejszego, jednak już z zapasem doświadczenia i tak koniecznej praktyki przy przeprowadzeniu doświadczeń i eksperymentów.
– Od momentu przejścia na drogę zdrowej, racjonalnej polityki przemysłowej, prowadzonej bez żadnych prób i eksperymentów fabryka zaczyna z dnia na dzień pomyślnie się rozwijać. Ustabilizowanie się pieniądza dodatnio wpływa na obroty handlowe, co razem wziąwszy pozwala fabryce na stopniowe, lecz stałe rozszerzania się.
– Z biegiem czasu fabryka nawiązuje stosunki handlowe z firmami zagranicznemi. Jest to – można powiedzieć – decydujący moment w życiu fabryki. Uznanie bowiem wyrobów naszych na rynkach zagranicznych, zupełnie i pod każdym względem odpowiadające wymaganiom europejskim daje możnosc p. Ehrenreichowi szukania ekspansji w rozmaitych państwach Europy. To też do dnia dzisiejszego fabryka jest już w kontakcie z firmami: Holandji, Rumunji i m. Gdańska.
W danej chwili toczą się rokowania z firmami innych państw, które zainteresowane wyrobami p. Ehrenreicha nawiązały z nim korespondencje handlowe.
– Nawiązując do rozwoju fabryki dodać mi wypada, Że jeżeli w początkach obrót fabryki wynosił zaledwie 500.000 zł, to w dobie obecnej obrót ten wynosi przeszło 2.000.000 złotych rocznie, co jak na dzisiejsze stosunki ekonomiczne – przedstawia wcale imponująco.
Obroty te mogły wzrosnąć o drugie tyle, bowiem fabryka przystosowaną jest do daleko większej produkcji, jednak niestety – czekać trzeba cierpliwie na polepszenie się warunków, do których my wszyscy wzdychamy. Obecnie fabryka zatrudnia 350 robotników. Jednak przy pełnej produkcji jest ona w stanie dać pracę przeszło 500 ludziom, co gdyby tak było, to państwo nasze pozbyło by się kilkuset bezrobotnych.
– Zawdzięczając uprzejmości panny Reginy Ehrenreich (siostry właściciela fabryki) miałem możność zwiedzenia całej fabryki i przekonania się, że fabryka ta prowadzoną jest wzorowo, i Panna Ehrenreich posiada, obok kobiecego wdzięku, tyle energji i stanowczości, że chwilami nie mogłem wyjść z podziwu skąd w tej filigranowej postaci bierze się taki zasób tej energji.
Przestałem się jednak dziwić, gdy podczas zwiedzania poszczególnych działów fabrycznych p. Ehrenreich zaczęła mnie zasypywać objaśnieniami: co i jak i z czego się robi. Formalnie tonąłem w powodzi tych miłych objaśnień… Mało jej jednak było tego, że z czoła mego kapał pot od panującego w fabryce gorąca i ciągłego skupiania myśli.
Ona zapewne myślała sobie: „Takiś ciekawy, to ja ci jeszcze coś pokażę”. Kazała mi wleźć do pieca, w którym wypalają się rozmaite cudowności. A proszę sobie wyobrazić, że takich pieców jest aż dwanaście. Więc jeżeli będę zmuszony do składania wizyt każdemu piecowi, to co ze mnie zostanie – pomyślałem… Obawy jednak okazały się płonne, ponieważ piec, do którego kazano mi wejść był zupełnie zimny. Niebezpieczeństwo minęło.
Ale idźmy dalej. Pani Dyrektor Ehrenreichówna (takie bowiem stanowisko zajmuje) pokazała mi dział malarski. Otóż siedzą sobie przy wielkich stołach ciche i skromne niewiasty, które w milczeniu i skupieniu ducha malują piękne desenie na rozmaitych przedmiotach. A trzeba zaznaczyć, że pani dyrektor wyrabia w tych malarkach samodzielność i poczucie smaku przez pozostawienie im wolnej ręki, co do wyboru rysunku.
Otóż samodzielne artystki stwarzają własne kompozycje, co ma tę dobrą stronę, że z jednej strony każdy przedmiot wychodzi z fabryki o naprawdę artystycznej wartości; z drugiej zaś strony nie robi z „artystki” manekinów.
– Obecnie fabryka jest w trakcie niektórych przeróbek i ulepszeń – objaśnia mnie p. Regina. A muszę p. redaktorowi powiedzieć, że w tym kierunku położył wszelkie zasługi p. Edward Przybyła, nasz dawny i wypróbowany pracownik. Nie mogę również przemilczeć – ciągnie dalej pani dyrektor – że pan Przybyła jest doskonałym majstrem murarskim, który przy odbudowie naszej fabryki położył bardzo wielkie zasługi. Jemu to w wielkiej mierze zawdzięczamy tak szybkie uruchomienie naszego zakładu.
– A teraz przedstawię panu naszego dyrektora technicznego p. inż. L. Krupkę, na barkach którego spoczywa cała strona techniczna naszej fabryki.
Podchodzimy do młodego i miłego człowieka, któremu zostaję przedstawiony. Inż. Krupka w sposób dyskretny i ujmujący objaśnia mnie o sposobach wypalania; właściwościach surowcach, służącego do wyboru; pokazuje w jaki sposób odbywa się proces utrwalania i t. p.
– Wychodzimy na teren. Tam pokazano mi domy mieszkalne, zabudowania gospodarskie, tabor konny i samochodowy, salę jadalną dla robotników, mieszczącą się w specjalnie na ten cel wystawionym budynku itd.
W międzyczasie p. Ehrenreich objaśnia mnie, że oprócz naczyń kuchennych, serwisów, wazonów, talerzy, kubków, kubeczków, filiżanek, solniczek, popielniczek, talerzy do zawieszania na ścianach i t. p. wytworów ludzkich kaprysów i bujnej wyobraźni – fabryka posiada jeszcze inne wyroby. Mianowicie wyrabiane są kafle ozdobne do pieców, płyty ścienne i cegły szamotowe. Specjalizujemy się również w kierunku wzorów i rysunków ludowych.
Na zakończenie p. Ehrenreich objaśniła mnie, że pragnąc przygotować przyszłe kadry uzdolnionych fachowców malarzy, sprowadzono z Czech dwóch specjalistów jako instruktorów. Przechodząc przez wzorownię, rzuciłem pytanie: l to wszystko z gliny powstaje?
Pani dyrektor odpowiedziała mi z czarującym uśmiechem: … z gliny powstaje.
Andrzej Kleks.