menu

Dowhyluk Krystyna z d. Jastrzębska – „do zniszczonej, ale w dalszym ciągu żyjącej Warszawy”

Dowhyluk Krystyna z d. Jastrzębska – „do zniszczonej, ale w dalszym ciągu żyjącej Warszawy”

Krystyna Dowhyluk z d. Jastrzębska (1926-2017) w czasie okupacji mieszkała z rodziną przy ul. Czerniakowskiej 128. Wybuch Powstania Warszawskiego zastał ją poza domem, na placu Trzech Krzyży. Wraz z matką Wiktorią Jastrzębską oraz siostrą Elżbietą Zagórowską z d. Jastrzębską ok. 10 sierpnia 1944 r. zostały przypędzone do punktu zbornego na Zieleniaku, a następnie pognane do obozu przejściowego w Pruszkowie. Stamtąd, dzięki pomocy polskiego personelu ochotniczego, udało im się wydostać. Relacja na temat wojennych przeżyć Krystyny Dowhyluk, została napisana przez jej wnuka Marcina Kuźniara i przekazana Muzeum Dulag 121 w 2025 roku.

ROK 1939

Tego roku moja Babcia (już było wiadomo, że wojna jednak będzie) spędzała wakacje nie jak przeważnie nad morzem czy na Huculszczyźnie (poprzedniego roku mieszkańcy mówili, by więcej nie przyjeżdżać, bo: Lachy budut rezat[1]) tylko pod Warszawą, i to tylko z Mamą i siostrą, ponieważ mój Pradziadek – oficer rezerwy, został w lipcu wcielony do wojska, z którym wymaszerował na południe Polski, skąd wrócił do domu w październiku cały i zdrowy, ale okropnie brudny.

Moi Pradziadkowie poznali się na studiach na Uniwersytecie i byli nauczycielami w szkołach powszechnych w Warszawie. Do czasu aresztowania Pradziadek był kierownikiem szkoły przy ul. Czerniakowskiej 128 i wszyscy mieszkali w budynku przy szkole (gdzie moja Babcia mieszkała do końca życia).

ROK 1940

Mój Pradziadek został aresztowany 5 maja przez gestapo wraz z dziesięcioma innymi kierownikami szkół z Powiśla i Czerniakowa – za uczczenie Święta 3 Maja. Jako więzień polityczny był wywieziony na Pawiak, a stamtąd do Oświęcimia (nr 4160), gdzie zginął w październiku 1942 roku. W obozie, według relacji osób, które przeżyły, Pradziadek uczył historii Polski i literatury.

ROK 1941 I DALSZE

Całą okupację moja Prababcia Wiktoria Jastrzębska uczyła w szkole i jednocześnie na „tajnych kompletach”, języka polskiego i historii. Po wojnie moja Prababcia została za to odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Niemcy często aresztowali nauczycieli z tajnego nauczania. Moja Babcia uczyła się u Sióstr Nazaretanek – pod przykrywką szkoły zawodowej krawieckiej był realizowany materiał prawdziwej Polskiej szkoły. Niemcy nie pozwalali na naukę ojczystego języka i historii, lecz tylko przedmiotów przydatnych do wykształcenia robotnika. Moja Babcia razem z innymi dziewczynkami były wożone przez siostry na teren getta, gdzie w firmie Töbens musiały szyć mundury dla niemieckiego wojska.

Po upadku Powstania w Getcie siostry, mimo nakazów Niemców, już nie pozwoliły uczennicom tam pracować.

Budynek szkoły przy ul. Czerniakowskiej 128 został zajęty przez wojsko niemieckie, na boisku szkolnym był skład amunicji, a mieszkańcy domu mieszkalnego byli traktowani przez Niemców jako ochrona przed nalotami. Do każdego mieszkania był dokwaterowany oficer niemiecki, który zajmował trzy pokoje. Mieszkańcy, gdy wracali do domu, musieli meldować się w niemieckiej wartowni, gdzie przechodzili częste rewizje.

Na ulicy Czerniakowskiej, tak jak w całej Warszawie, były częste łapanki, ludzie byli rozstrzeliwani (dzisiaj na Czerniakowskiej jest wiele tablic upamiętniających śmierć ludzi rozstrzelanych w ulicznych łapankach) albo łapani i wywożeni do obozów śmierci lub do Rzeszy jako tania siła robocza w gospodarstwach rolnych bądź zakładach zbrojeniowych produkujących sprzęt dla niemieckiego wojska.

Mieszkańcy Warszawy co miesiąc dostawali kartki na żywność, za które nic nie można było kupić – kwitł nielegalny handel, w żywność zaopatrywała warszawiaków ludność z okolicznych wsi. Życie w Warszawie podczas okupacji niemieckiej toczyło się na pozór normalnie – ludzie chodzili do pracy – jeżeli jej nie stracili, ponieważ Niemcy zajęli wszystkie urzędy i ważniejsze instytucje, w kinach były tylko niemieckie filmy, były wydawane przez okupanta gazety, które informowały warszawiaków o nieprawdziwych sukcesach armii niemieckiej, na ulicach były tzw. szczekaczki – głośniki, przez które Niemcy nadawali niemieckie piosenki i wiadomości. Na każdym kroku okupanci niszczyli jakikolwiek przejaw polskości i osłabiali ducha w społeczeństwie.

Mieszkańcy Warszawy nie chcieli się poddać tej tyranii i zaczęli organizować się w podziemnych nielegalnych organizacjach, które miały na celu walkę z wrogiem. Moja Babcia wiedziała, co się dzieje w Polsce Podziemnej, bo na Czerniakowską przychodzili kuzyni i zdawali relację z życia podziemnego.

Według relacji Babci przez cały 1943 rok w każdą księżycowa noc samoloty sowieckie robiły naloty na Warszawę, bombardując miasto, aby wymazać je z mapy. Podczas nalotów moja Babcia musiała schodzić do schronu.

ROK 1944

Latem kuzyni Babci częściej przychodzili na Czerniakowską – a tuż przed wybuchem Powstania nakazali mojej Prababci, aby nie rozdzielała się z dziewczynkami, jeżdżąc na miasto i żeby miały przy sobie dokumenty.

Powstanie miało się rozpocząć 1 sierpnia o godzinie 17:00. Moja Babcia z rodziną nie zdążyły dojechać z miasta do domu. Powstanie zastało je o godzinie 16:00 na placu Trzech Krzyży, gdzie rozpoczęła się strzelanina. I w tym momencie rozpoczęła się mojej Babci, Prababci i Cioci tułaczka wraz z innymi warszawiakami zaskoczonymi przez Powstanie po dzielnicach miasta. Poszczególne kwartały ulic zajmowali Niemcy i ludzie musieli natychmiast opuszczać swe domy. Karmili je okoliczni mieszkańcy, a noce spędzały w piwnicach. Cały czas słychać było wybuchy dział i strzelaninę między Powstańcami i Niemcami. Były też naloty samolotów niemieckich, którzy chcieli zgładzić walczących Powstańców, a miasto zmieść z powierzchni ziemi. Moja Babcia, tak jak zastało ją Powstanie, razem z innymi była pędzona pod eskortą hitlerowców, którzy często strzelali do ludzi, ulicą Wawelską do Grójeckiej i na Zieleniak[2] w okolicy ulicy Banacha, było to 10-11 sierpnia. Stamtąd przez palącą się Wolę (Niemcy spalili Wolę, mieszkańców rozstrzelali, a ciała palili w stosach na ulicach[3]) Niemcy pognali Babcię z rodziną i ludność Warszawy, aż do Odolan, gdzie przy wrzaskach i strzelaniu Niemców musieli wsiąść do pociągu, który zawiózł ich do obozu na terenie warsztatów i magazynów kolejowych w Pruszkowie. W koszmarnych warunkach spędziły tam parę dni i zostały wyprowadzone przez narażające własne życie siostry PCK poza teren obozu. Niemcy wywozili warszawiaków z Pruszkowa do obozów koncentracyjnych. Poza terenem obozu czekali na Prababcię z dziewczynkami przedstawiciele RGO (Rada Główna Opiekuńcza)[4], którzy dali im żywność i zawieźli do Grodziska Mazowieckiego, gdzie mieściła się główna siedziba RGO. Tam dostały skierowanie do gospodarzy, którzy za pomoc w gospodarstwie zapewnili wyżywienie i mieszkanie.

Pod koniec września Prababcia postanowiła opuścić gospodarzy i poszła wraz z córkami 30 km na piechotę do Belska pod Grójcem, gdzie proboszczem był stryj Prababci Ksiądz Kanonik Józef Żółtek. Na plebanii Babcia mieszkała do końca marca 1945 roku.

W kwietniu wróciły do zniszczonej, leżącej w gruzach, ale w dalszym ciągu żyjącej Warszawy, za którą oddało życie tysiące mieszkańców Warszawy.


[1] Z ros. Polacy będą wyrżnięci.

[2] Zieleniak – jeden z punktów zbornych dla wysiedlanej ludności Warszawy funkcjonujący od 4 do 20 sierpnia 1944 r. na terenie targu warzywnego u zbiegu ul. Grójeckiej i Opaczewskiej. Został utworzony wraz z przybyciem na warszawską Ochotę kolaboracyjnych oddziałów SS RONA pod dowództwem Bronisława Kamińskiego, zakwaterowanych na terenie targowiska i w okolicznych budynkach. Na Zieleniak trafiali mieszkańcy Ochoty, a także ludność z innych dzielnic Warszawy. Na jego terenie, gdzie przebywało od kilku do kilkunastu tysięcy osób dziennie, dochodziło do brutalnych gwałtów, pobić, grabieży, morderstw i rozstrzelań dokonywanych przez żołnierzy oddziału SS RONA. Od 9 sierpnia 1944 r. zgromadzona ludność w konwojach była pędzona na Dworzec Zachodni, skąd transportowano ją do obozu Dulag 121 w Pruszkowie. Według ustaleń Głównej Komisji Badań Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu na Zieleniaku zostało rozstrzelanych około 300 osób, jednak dokładna liczba ofiar nie jest znana.

[3] Rzeź Woli – eksterminacja ludności cywilnej dzielnicy Wola przeprowadzona w dniach 1–7 sierpnia 1944 r. W dniach 1–4 sierpnia 1944 r. mordy miały charakter odwetu za sam wybuch powstania. 4 sierpnia do Warszawy dotarły nowe jednostki, dowodzone przez Heinza Reinefartha oraz Oskara Dirlewangera, które są odpowiedzialne za masową eksterminację ludności w dniach 5–7 sierpnia. Ludność cywilna mordowana była na ulicach, podwórzach kamienic, w mieszkaniach, piwnicach. Żołnierze dopuszczali się grabieży i gwałtów na kobietach. Dokładna liczba ofiar Rzezi Woli pozostaje nieznana, szacuje się ją na 38–65 tys. osób.

[4] Rada główna opiekuńcza, RGO – legalna organizacja niosąca pomoc socjalną ludności cywilnej w czasie obu wojen światowych. W latach 1940–1945 funkcjonowała na terenie Generalnego Gubernatorstwa z centralą w Krakowie. Od lipca 1941 r. jej oddziały terenowe w miastach i powiatach na polecenie władz niemieckich przemianowane zostały na Polskie Komitety Opiekuńcze (PolKO). Działalność RGO obejmowała rozdział żywności, odzieży i zasiłków pieniężnych dla najbardziej potrzebujących, prowadzenie kuchni, schronisk, domów noclegowych, wysyłkę paczek dla więźniów i jeńców. Wybuch Powstania Warszawskiego zdezorganizował pracę warszawskich Delegatur RGO, PolKO Warszawa–Miasto i PolKO Warszawa– Powiat, który został reaktywowany dopiero 15 września 1944 r. 5 października 1944 r. powstała Delegatura RGO PolKO Warszawa z siedzibą w Pruszkowie, któremu podporządkowano okoliczne delegatury terenowe, m.in. PolKO w Pruszkowie. Pruszkowski oddział RGO został utworzony w lipcu 1940 r. jako Miejski Komitet Samopomocy Społecznej. Od stycznia 1944 r. do 17 stycznia 1945 r. przewodniczącym Delegatury RGO Polskiego Komitetu Opiekuńczego w Pruszkowie był proboszcz parafii św. Kazimierza ks. Edward Tyszka.W akcję pomocy wypędzonym zaangażowane były Delegatury RGO w miejscowościach, przez które przejeżdżały transporty oraz do których wywożeni byli warszawiacy z obozu Dulag 121, organizowały one dworcowe punkty dożywiania, pomoc medyczną, ciepłe ubrania, buty oraz pomoc w odnalezieniu bliskich. Krakowska centrala RGO zbierała fundusze i datki na rzecz wysiedlonych z Warszawy. Fragmentarycznie zachowane dokumenty nie pozwalają w sposób pełny opisać działalności członków Delegatur RGO na rzecz pomocy warszawiakom na terenie obozu Dulag 121 i Generalnego Gubernatorstwa.

Powiązane hasła

”None

Skip to content