Goldmann Tadeusz – Z Powstania do pracy przymusowej w fabryce
Tadeusz Andrzej Goldmann urodził się w 1933 roku. Jego ojciec, Tadeusz Goldmann, funkcjonariusz Policji Państwowej, podczas okupacji brał udział w konspiracyjnym zakładaniu Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa, a podczas Powstania z ramienia PKB walczył na Śródmieściu Południowym. 11-letni Tadeusz Andrzej Goldmann z matką Michaliną, z domu Orzechowską pozostawali w tym czasie w domu przy ul. Wspólnej 63 i włączyli się w pomoc powstańcom. Chłopiec uczestniczył m.in. przy produkcji amunicji oraz przeprowadzaniu kanałami osób przemieszczających się w obrębie dzielnicy, a jego matka prowadziła powstańczą kuchnię. Rodzinę wypędzono z domu 4 października. Z obozu przejściowego w Pruszkowie Tadeusza Goldmanna wysłano do Czyżyn, gdzie pracował przymusowo w fabryce papierosów, a jego matkę – do Kocmyrzowa. Ojcu chłopca, który został skierowany do III Rzeszy, udało się uciec z transportu. Po wyzwoleniu członkowie rodziny odnaleźli się i wrócili do zburzonej stolicy. Swoją relację z wygnania Pan Tadeusz przekazał Muzeum Dulag 121 w 2020 roku.
Zostaliśmy wypędzeni z Warszawy z dzielnicy Śródmieście Południowe po kapitulacji Powstania, 4 października. Wychodziliśmy ulicą Braci Śniadeckich, minęliśmy Politechnikę. Następnie popędzono nas do Dworca Zachodniego, a z stamtąd pociągiem towarowym do Pruszkowa. Osadzono nas w Warsztatach Naprawy Taboru Kolejowego. Stamtąd mam koszmarne wspomnienia – same betony upaprane smarami, bez wody do mycia, bez toalet. Nie było gdzie przytulić głowy. W czasie pobytu w obozie otrzymywaliśmy raz dziennie zupę, chleb i gorzką kawę. Mieliśmy ze sobą naczynia. Mamusia zaopatrzyła nas na drogę w komplety sztućców (platery Frageta). Pamiętam, że człowiek, który był koło nas pożyczył jedną z łyżek stołowych, aby zjeść z jakiejś blaszanki zupę, wykorzystał chwilę naszej nieuwagi i czmychnął z tą łyżką.
Po dwóch dniach pobytu w obozie Tatuś znalazł się w transporcie do Niemiec, z którego udało mu się uciec w Katowicach, Mamusia została wywieziona do Kocmyrzowa w Generalnej Guberni, a mnie i chłopców w podobnym wieku, Niemcy załadowali na odkryte wagony towarowe i wieźli nas przez trzy doby w nieznanym dla nas kierunku. Tu dodam, że w tym czasie padał prawie bez przerwy deszcz, byliśmy przemoknięci do tzw. suchej nitki. Na wielogodzinnych postojach okoliczni mieszkańcy wrzucali nam do wagonów chleb i inne pożywienie, a także podawali wodę.
Po trzech dniach tej makabrycznej podróży, przerywanej licznymi postojami, 10 października, wysadzono nas na stacji kolejowej w Czyżynach pod Krakowem i popędzono do baraku, który znajdował się na terenie fabryki papierosów, gdzie wkrótce przyszło nam pracować, głównie przy sortowaniu liści tytoniowych. Fabryka produkowała papierosy dla niemieckiego wojska. Nie trwało to długo, bo 18 stycznia 1945 roku, Kraków i okolice zostały opanowane przez Armię Czerwoną, a my uwolnieni z niewoli.