Jarosz Tadeusz – wspomnienia
Dziesięcioletni Tadeusz Jarosz wraz z matką Zofią Jarosz (ur. 1910) i babcią Ludwiką Pisarską (ur. 1889) znalazł się w pierwszym transporcie wypędzonych, który dotarł pieszo do obozu Dulag 121 rankiem, w poniedziałek, 7 sierpnia. Swoje przeżycia – od dnia wybuchu Powstania Warszawskiego, przez brutalne wypędzenie z ulicy Krochmalnej w dniu 6 sierpnia, pobyt w obozie przejściowym w Pruszkowie i w obozie pracy w niemieckim Petersdorf (obecnie Piechowice na Dolnym Śląsku) aż do powrotu do Warszawy – przedstawił w krótkich wspomnieniach nadesłanych do Muzeum Dulag 121.
Urodziłem się w Warszawie w roku 1934. Ojciec mój był robotnikiem, matka zajmowała się krawiectwem. Do rodziny należała jeszcze moja babcia Ludwika Pisarska. Gdy wybuchła II wojna światowa miałem niecałe 5 lat. Mieszkaliśmy wówczas na Woli, w kamienicy przy ul. Krochmalnej 76 w pobliżu ul. Chłodnej. Niedaleko był plac Kercelego. Żyło nam się bardzo ciężko, a od roku 1943 jeszcze gorzej, bo straciłem ojca, który został zabity przez Niemców podczas ucieczki z łapanki ulicznej. W czasie okupacji niemieckiej zdążyłem zaliczyć 3 klasy szkoły podstawowej.
Od wybuchu powstania warszawskiego tj. od 1.08. do 6.08.1944 r. prawie cały czas przesiedzieliśmy w piwnicy, bo nad nami toczyły się walki i świstały kule karabinowe. Na razie teren ten należał do powstańców. Ponieważ ulica Chłodna była ulicą przelotową Niemcy koniecznie chcieli szybko przebić się w kierunku wschodnim. W tym celu podjeżdżali czołgami od strony ulicy Wolskiej, aby opanować tę ulicę. Z okien domów leciały na nich butelki z benzyną rzucane przez powstańców. Raz nawet byłem świadkiem takiego zdarzenia, gdy ukradkiem z bramy kamienicy obejrzałem płonący czołg.
Ostatecznie 6. sierpnia 1944 r. w niedzielę w godzinach porannych Niemcy opanowali nasz teren i zaczęła się gehenna. Zaczęto nas wywlekać z piwnic, a mężczyzn na miejscu rozstrzeliwać. Kobiety z dziećmi pozostawili przy życiu, a więc ja, moja matka i babcia ocaleliśmy. Pędzono nas ulicą Chłodną, Wolską do kościoła św. Wojciecha. W czasie marszu żołnierze niemieccy wyciągali z szeregu młodych chłopców (16-18 letnich) i natychmiast ich rozstrzeliwali. W ten sposób zginął jeden z trzech synów mojej sąsiadki Edward Złotoszewski (18 lat), którego na oczach matki i jej młodszych synów (8 i 10 lat) Niemcy zabili. Idąc dalej widziałem Niemców z miotaczami ognia jak podpalali domy. Wzdłuż ulicy Wolskiej, szczególnie na rogu z ulicą Młynarską, gdzie znajdowała się barykada leżało pełno ludzkich ciał. Niemcy przyprowadzili nas do kościoła św. Wojciecha. Nie dano nam nic do picia i do jedzenia.
Wieczorem 6. sierpnia 1944 r. popędzani przez Niemców udaliśmy się pieszo w kierunku zachodnim. Szliśmy całą noc, ale nie wiedzieliśmy dokąd nas Niemcy prowadzą. Za miastem ludność okoliczna wystawiła kubełki z wodą i dopiero wtedy mogliśmy się napić, aby ugasić pragnienie. 7. sierpnia 1944 r. rano znalazłem się w obozie przejściowym w Pruszkowie. W obozie przebywałem 1 dobę. Do jedzenia dostaliśmy ciepłą zupę z brukwi i kawałek ciemnego chleba. Noc przespałem na hali w odkrytym wagonie towarowym. 8. sierpnia 1944 r. opuściliśmy wraz z matką i babcią obóz transportem kolejowym w wagonach towarowych. Po 3 dniach podróży znaleźliśmy się we Wrocławiu – przejściowo, a po dalszych 2 dniach w miejscowości Piechowice w obozie pracy przymusowej. Matka z babcią pracowały w fabryce amunicji, a ja wraz z innymi dziećmi z transportu przebywałem w obozie. Traktowano nas dobrze. Kobiety otrzymywały kartki żywnościowe i kilka marek niemieckich za pracę w fabryce. Kartki oddawano w kantynie do kuchni, za co otrzymywano całodzienny posiłek. W zależności od rodzaju i ciężaru wykonywanej pracy w fabryce kobiety otrzymywały „lepsze” i „gorsze” kartki. Szczególnie dotyczyło to porcji mięsnych.
W obozie w Piechowicach przebywaliśmy aż do wyzwolenia przez Armię Czerwoną i Wojsko Polskie to jest do maja 1945 roku. Po wielu trudach wróciliśmy do zrujnowanej Warszawy. Dom, w którym mieszkaliśmy zastaliśmy w gruzach. Życie trzeba było zaczynać od początku. W myśl hasła „cały naród buduje swoją stolicę”, wszyscy, którzy ją kochali brali udział w jej odbudowie. Młodzież, która walczyła w powstaniu warszawskim mogła się uczyć i pracować. Ja też po powrocie z wygnania, po rocznej przerwie wróciłem do nauki. […] Wraz z rodziną mieszkam w swojej kochanej dzielnicy – Warszawa Wola.