menu

Kiełbasińska-Dobrowolska Jadwiga – biogram

Kiełbasińska-Dobrowolska Jadwiga – biogram

Jadwiga Kiełbasińska-Dobrowolska (1904-2002) – akuszerka podająca się za lekarkę, wyznaczona przez Niemców na naczelnego lekarza obozu przejściowego Dulag 121, organizatorka Szpitala Chirurgicznego nr 1 w Milanówku, zwanego szpitalem „Perełka”. Według opinii części polskiego personelu działała na szkodę Polaków, z kolei relacje wysiedlanych, którym pomogła, przeczą tej opinii.

Większość informacji o jej działalności czerpiemy ze źródeł powojennych: rozmaitych relacji świadków historii oraz przede wszystkim z akt śledztwa prokuratury, które toczyło się w 1945 roku  i w latach 1946-50. Jadwiga Kiełbasińska była podejrzana o bycie konfidentką Gestapo,  podpisanie volkslisty w czasie okupacji i działanie na szkodę Polaków w obozie przejściowym w Pruszkowie. Wśród osób zeznających było kilkoro jej sąsiadów, a także osoby zaangażowane w pracę na terenie obozu. Negatywnie o jej roli w Pruszkowie wypowiedziała się tłumaczka komisji lekarskiej Kazimiera Drescher oraz lekarka Jadwiga Huszcza-Oszkielowa (1906-). Umiarkowane stanowisko zajął organizator polskich służb na terenie obozu doktor weterynarii Władysław Mazurek. Pozytywnie o roli Kiełbasińskiej zaświadczył doktor Marian Dobrowolski, wówczas już jej mąż, którego wyprowadziła z obozu i który był naczelnym lekarzem szpitala w willi „Perełka”. Śledztwo zakończyło się umorzeniem 29 września 1950 roku. Prokurator nie doszukał się w działalności Jadwigi Kiełbasińskiej znamion przestępstwa.

Jadwiga Kiełbasińska-Dobrowolska z domu Tyszkiewicz urodziła się 6 grudnia 1904 roku w Łodzi. W 1922 roku rozpoczęła studia medyczne w Warszawie, które przerwała w 1925 roku, gdy wyszła za mąż za Mariana Kiełbasińskiego, zawodowego wojskowego. Nie pracowała, zajmowała się domem i wychowaniem dzieci. W okresie okupacji rozpadło się jej małżeństwo, a mąż wkrótce po rozstaniu zmarł. W okresie okupacji mieszkała na warszawskiej Pradze. Nie wiadomo, w jaki sposób i kiedy  opuściła Warszawę. Około połowy sierpnia 1944 roku Jadwiga Kiełbasińska rozpoczęła pracę w obozie Dulag 121. Zgłosiła się wówczas do doktora Władysława Mazurka z pruszkowskiej Rady Głównej Opiekuńczej, który odpowiadał za organizację polskich służb, a następnie dostała się do siedziby obozowego Gestapo, którego szefem okazał się Heinrich Diehl, z którym Kiełbasińska zetknęła się trzykrotnie w czasie okupacji niemieckiej, załatwiając sprawy w siedzibie Gestapo w Warszawie. Według Kiełbasińskiej to właśnie na jego polecenie i na prośbę polskich lekarzy objęła funkcję naczelnego lekarza. Nie bez znaczenia była zapewne również jej dobra znajomość języka niemieckiego. Sprawowanie przez nią tej funkcji spotkało się dużą niechęcią  sporej części polskiego personelu. Nieufność wobec Kiełbasińskiej pogłębiało także to, że nie posiadała dyplomu lekarskiego, a mimo to podawała się za lekarkę. Między innymi Kazimiera Drescher należała do osób, które po wojnie jednoznacznie negatywnie oceniały jej rolę:

„Najaskrawszym przykładem podszywania się pod dyplom lekarski był „naczelny lekarz polski” obozu „dr” Kiełbasińska. Nigdy nie studiowała medycyny i zdaje się, że była położną. Swe stanowisko piastowała od założenia obozu, nie było jednak wiadomo, kto ją mianował; wiadomo, że nie Rada Główna Opiekuńcza. Cieszyła się ona pełnym zaufaniem Niemców, gestapo mówiło o niej „nasza pani doktor”.”

Podobnie twierdziła lekarka Jadwiga Huszcza-Oszkielowa, która w zeznaniach przed prokuratorem tak opisała działalność Kiełbasińskiej:

„Kiełbasińska podawała się za lekarza i nawet wyszyła na fartuchu lekarskim napis „doktor” i nosiła na wierzchu fonendoskop lekarski. Została przez władze niemieckie mianowana naczelnym lekarzem obozu pruszkowskiego oraz naczelnym lekarzem szpitala „Perełka” w Milanówku i cieszyła się nieograniczonym zaufaniem władz niemieckich. Ona zorganizowała na terenie Milanówka szpital „Perełka”, badała chorych, wydała opinie lekarskie i podobno nawet dokonywała operacji chirurgicznych, co mógłby stwierdzić doktor Stanisław Drews, zamieszkały obecnie we Wrocławiu, ul. Krupnicza 7, który interweniował z powodu wysoce antysanitarnych posunięć w szpitalu. Na terenie obozu Kiełbasińska wykazywała niebywałą aktywność, która polegała głównie na komenderowaniu lekarzami i pielęgniarzami-Polakami. Nasza praca lekarzy Polaków na terenie obozu w Pruszkowie polegała na masowym zwalnianiu w rozmaity sposób, w pierwszym rzędzie młodych mężczyzn i kobiety narażonych na wywiezienie do obozów w Niemczech. Kiełbasińska zaś zwalniała czasem pojedyncze osoby i czyniła z tego ogromną reklamę i w Pruszkowie, i w Milanówku. Możliwe jest jednak, że są niektóre osoby, które zostały dzięki niej uratowane. W Milanówku w willi „Zalesie”, gdzie mieszkała, urządzała Kiełbasińska prawie codziennie przyjęcia dla Gestapowców i różnych wojskowych niemieckich, w ogóle o ile mogłam zauważyć, ona była osobą pozbawioną zasad moralnych.”

Spośród zaangażowanych w organizowanie pomocy zachowała się jeszcze jedna relacja osoby, która z nieufnością odniosła się do Jadwigi Kiełbasińskiej. Był to Antoni Plater-Zyberk, który organizował pomoc na terenie delegatury RGO w Milanówku:

„Idę do willi „Perełka” i zapoznaję się z panią Kiełbasińską, która zaraz zaczyna także i mnie czarować. Spostrzegam, że na białym fartuchu ma ona na piersi wyszyte czerwoną nitką słowo „Doktor”. Ponieważ nie widziałem jeszcze w życiu lekarza, który by się reklamował taką etykietą, budzi to we mnie nieufność i podejrzenie, że w tym jest jakaś mistyfikacja. […] Później od siostry Niewiarowskiej [zaprzyjaźniona z Platerem siostra urszulanka z Milanówka – przyp. red.] dowiaduję się dalszych ważnych szczegółów: pani Kiełbasińska jest ściśle związana w pracy z Diehlem i jest jego kochanką. Tym tłumaczą się jej codzienne wyjazdy do obozu, jak również, iż posiada prywatny samochód, podczas gdy wszystkie inne samochody są przez Niemców skonfiskowane. Jednym słowem, jest to bardzo niebezpieczny agent gestapo.”

Złą sławę Jadwidze Kiełbasińskiej przyniosły dwie wizytacje, które odbyły się we wrześniu 1944 roku. Kiełbasińska brała w nich udział jako naczelna lekarka obozu. 5 września obóz w Pruszkowie wizytował głównodowodzący niemieckimi wojskami tłumiącymi Powstanie gen. Erich von dem Bach-Zelewski. Obecni byli m.in. komendant obozu z ramienia Wehrmachtu Kurt Sieber, szef obozowego Gestapo Heinrich Diehl oraz przedstawiciele polskiego personelu, których Bach zapytał m.in. o wyposażenie sanitarne obozu. Według Kazimiery Drescher:

„Bach zapytał naczelnego polskiego lekarza „dr” Kiełbasińską, czy zaopatrzenie sanitarne obozu jest zadowalające, czy są pod tym względem jakieś potrzeby […] Na pytanie Bacha „dr” Kiełbasińska odpowiedziała, że niczego nie potrzeba. Zabrałam głos, tłumacząc, że w ogóle o zaopatrzeniu sanitarnym obozu nie może być mowy, gdyż brak wszystkiego począwszy od najprostszych leków, środków opatrunkowych, instrumentów, Kiełbasińska ostro po polsku zakazała mi mówić. Nie podała mi jednak powodu tego żądania […].”

Druga wizytacja miała miejsce 18 września, kiedy to na teren obozu przybył delegat Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, Szwajcar dr Paul Wyss. Niemcom zależało na wydaniu przez niego pozytywnej opinii ze względu na międzynarodowy charakter sprawy i zbliżający się koniec wojny. Przebieg spotkania z delegatem znamy dzięki zeznaniom Jadwigi Huszczy-Oszkielowej:

„[…] na zebraniu lekarzy polskich i pielęgniarek z dr. Wyssem Kiełbasińska zabrała głos opisując warunki w obozie w Pruszkowie i podkreślając wydatną pomoc Niemców dla wysiedlonej ludności Warszawy. Ja wówczas zaprotestowałam opisując rzeczywisty stan rzeczy, podkreślając niemożliwość racjonalnej pomocy lekarskiej i opisując rozdzielanie rodzin i bicie kolbami przez żandarmów niemieckich. Zaznaczyłam również, że diagnozy lekarzy Polaków nie są honorowane bez sprawdzenia ich przez lekarza niemieckiego i że większość transportów na teren Niemiec przez to odchodziła bez badania lekarskiego. Na moje odezwanie się Kiełbasińska zareagowała bardzo ostro odbierając mi głos i zarzucając mi kłamstwo. I jej ustosunkowanie się do tej sprawy wraz z doktorem Ruckim znamionowało, że działają raczej na korzyść władz niemieckich”.

Wizytacja obozu Dulag 121 przez dr. Paula Wyssa – delegata MCK, 18 września 1944. „Dr” Kiełbasińska rozmawia z Heinrichem Diehlem. Źródło: Muzeum Warszawy
Wizytacja obozu Dulag 121, 18 września 1944. Od lewej : pastor Sven Hellquist, „dr” Kiełbasińska, dr Paul Wyss. Po Prawej stronie Heinrich Diehl. Źródło: Muzeum Warszawy
„Dr” Jadwiga Kiełbasińska rozmawia z przedstawicielem MCK dr. Paulem Vyssem. Źródło: Depozyt A. D. Sławińskiej

Z kolei swoją reakcję Kiełbasińska tłumaczyła obawą o zastosowanie przez Niemców represji wobec polskiego personelu:

„Przy wizytacji Międzynarodowego Czerwonego Krzyża przez obywatela szwajcarskiego Wyssa Niemcy polecili mi upozorowanie dobrego stanu w obozie w związku z czym dwa baraki przybrały możliwy wygląd i gotowało się specjalnie dobre jedzenie. W czasie rozmowy z przedstawicielem Międzynarodowego Czerwonego Krzyża dr Oszkielowa oświadczyła, że w obozie warunki są więcej niż okropne. Ja bojąc się, żeby wystąpienie to nie doprowadziło do uniemożliwienia nam przez Niemców dalszej pracy, która przynosiła duże korzyści Polakom uwięzionym, wystąpiłam i powiedziałam, że współpraca z lekarzami Niemcami jest na tyle pomocna nam, że stosunek ich do nas jest przychylny i że warunki w obozie są do zniesienia.”

Ponadto członkowie polskiego personelu zgodnie zaznaczali, że Kiełbasińska cieszyła się specjalnym względami u Niemców i że była ich zaufaną osobą na terenie obozu. Podnoszono przy tej okazji zarzut, że wielokrotnie gościła ich w swoim domu w Milanówku.

Poza obozem

Już w sierpniu Jadwiga Kiełbasińska zorganizowała w willi „Perełka” w Milanówku szpital dla rannych zwolnionych z obozu. Szpital, oficjalnie noszący nazwę Szpital chirurgiczny nr 1, posiadał około 100-150 łóżek. Pracujący w „Perełce” lekarz Marian Dobrowolski, mąż Jadwigi Kiełbasińskiej w swoich zeznaniach w 1945 roku zaświadczył o staraniach żony na rzecz wysiedlonych zarówno w obozie jak i w szpitalu:

„Codziennie bywała w obozie pruszkowskim przynosząc żywność, bieliznę, lekarstwa, które zdobywała dzięki zbiórkom urządzanym przez siostry, dzięki komitetowi pań lub darom fabryki jedwabiu. Żona moja starała się o otrzymanie jak największej ilości rzeczy i wymagało to wiele trudu i pracy, bo nikt nie chciał się tym zająć. Trudności były kolosalne, bo miejscowe RGO i Zarząd Gminy nie miały funduszów. […] Żona prowadziła codziennie transport rannych z Pruszkowa do Milanówka. W rzeczywistości znajdowały się w takich transportach osoby zdrowe, symulujące choroby, które dzięki tej symulacji uciekały podczas drogi. Żona moja o tym wiedziała i popierała takie ucieczki. Ponieważ zaświadczenia chorych musiały być potwierdzone przez niemieckich lekarzy i przez władze SS, żona wystawała przy prawie wszystkich sprawdzaniach chorych osobiście i często zmuszona była dawać osobom zdrowym zastrzyki, wywołujące gorączkę, aby umożliwić opuszczenie obozu, bądź robiła sztuczne prześwietlenia stwierdzające gruźlicę.”

Sama Kiełbasińska w swoich zeznaniach opisała sprawę pomocy dla pacjentów szpitala w Gawartowej Woli, którego kierownikiem był Zdzisław Askanas (1910-1974), posługujący się dokumentami na nazwisko Jan Dębowski. W szpitalu schronienie znajdowało wielu wypędzonych z Warszawy, także powstańcy. Z uwagi na bliskość Puszczy Kampinoskiej, gdzie walczyły akowskie oddziały Grupy „Kampinos”, na szpital mogło paść podejrzenie ze strony Niemców, że wśród pacjentów są ukrywani i leczeni ranni partyzanci.

„Podczas powstania zwrócił się do mnie dr „Jan” za pośrednictwem siostry „Zofii”. Doktor Jan był kierownikiem szpitala powstańczego koło lasów kampinoskich. Zaproponował mi, abym włączyła jego szpital jako oddział „Perełki”. W sprawie tej pozyskałam zgodę lekarza niemieckiego Lambrechta; oświadczyłam jemu, że już istnieje tam szpital, lecz że rekonwalescentów z „Perełki” chcemy lokować na terenie wolnych majątków miedzy innymi w Gawartowej Woli (tam właśnie znajdował się szpital pod kierownictwem dr. Jana). Już przedtem wydałam „in blanco” karty stwierdzające historię choroby każdego chorego. Dr Jan wpisywał nazwiska swoich chorych. Następnie udałam się do Gawartowej Woli,  tylko w tym celu, aby mnie chorzy widzieli i mogli powiedzieć, że ich przywieziono z „Perełki”.”

Wiadomo, że Kiełbasińska pomogła także filii Szpitala Wolskiego w Biskupicach, który decyzją władz niemieckich miał zostać zlikwidowany. Sprawę opisała Wiwa Jaroszewicz, ordynator podkowiańskiej filii Szpitala Wolskiego:

„We wrześniu wywiezieniem zagrożona była filia szpitala w Biskupicach. Zwróciliśmy się wówczas o pomoc do dr. Kiełbasińskiej, która była wyznaczona przez władze okupacyjne szefem lekarskim w obozie i szpitalach przyobozowych. Ponieważ wyznaczony był już termin wywiezienia chorych i personelu z Biskupic, nie mogła ona wstrzymać biegu wydarzeń. Obiecała jednak pomóc. Chorzy zostali wywiezieni z Biskupic, lecz po pierwszym etapie drogi zakończonym odpowiednią libacją alkoholową ufundowaną Niemcom przez dr Kiełbasińską, cały szpital powrócił do Biskupic” (Wiwa Jaroszewicz, Filia w Podkowie Leśnej, w: Szpital Dobrej Woli, s. 202)

Relacje warszawiaków

Kwerenda w relacjach wysiedlonych przyniosła dodatkowe informację o konkretnych osobach, którym Kiełbasińska pomogła. I tak Tadeusz Drabik, powstaniec walczący w szeregach zgrupowania „Kryska”, ranny na Górnym Czerniakowie trafił do obozu w Pruszkowie. Jego nazwisko zostało kilkukrotnie skreślane z listy zwolnionych ze względu na wiek i dopiero dzięki interwencji Kiełbasińskiej mógł opuścić obóz:

„Była [tam] jedna pani, pani doktor, (ona nie była lekarzem, ale nazywano [ją] panią doktor) Kiełbasińska, która wspaniale, perfekt, po niemiecku mówiła. […] Mówi: „Jednak to załatwię!”. Załatwiła z Niemcami na bramie: „Zabieram go, on jedzie do Tworek”. W Tworkach był szpital, zorganizowany, ale był za kratami, za bramą. Tak Niemców „wykiwała”, że zabrała mnie [i] zamiast do Tworek – przeprowadzono mnie do kolejki EKD – do Milanówka. […] W ten sposób dobrnąłem do Milanówka. […]  Szpital, to była willa pod nazwą „Perełka”, do „Perełki” się właśnie dostałem.”

Z kolei sanitariuszka i łączniczka Halina Gąsior w swojej  relacji zwróciła uwagę na pomoc Kiełbasińskiej dla powstańców z Czerniakowa:

„Przeprowadzili nas z kościoła w kolumnie z cywilami, mnie na noszach przez okna do pociągu elektrycznego i do obozu do Pruszkowa. W Pruszkowie doktór Kiełbasińska od razu się zainteresowała tymi z Czerniakowa i mnie wywiesiła (to znaczy wybrała) na pierwszy ogień, przede wszystkim mną się zainteresowała, bo miałam niemiecką bluzę. Chciała mnie rozebrać z tego i rozebrała, postarała się o jakąś suknię, przebrała mnie w suknię taką jak na bal! (Pamiętam, że w szarym kolorze). Wsadzili nas do pociągu i pociągiem dojechaliśmy do Milanówka. […] W Milanówku był szpital zrobiony z pensjonatu. Jakaś pani ofiarowała budyneczek i tam było kilka pokoi. (Pensjonat) nazywał się „Perełka”. To też jest znany szpital, bo jeden jedyny w Milanówku, który zrobili z pensjonatu. W szpitalu doleżałam do lutego.”

Z kolei harcerka 14 Warszawskiej Żeńskiej Drużyny Harcerskiej „Błękitna Czternastka”, Lilka Wereszczakówna z punktu sanitarnego na Czerniakowie w swojej relacji popowstaniowej podaje nazwisko Kiełbasińskiej, która pomogła jej i pięciu innym sanitariuszkom po opuszczeniu obozu w Pruszkowie:

„Następnego dnia weszliśmy do obozu w Pruszkowie. To było zdaje się 21 września. Skierowano nas do baraku nr 5, skąd wywożono młode osoby na roboty do Niemiec. […] W międzyczasie pielęgniarki postarały się o zaświadczenie ze szpitala w Milanówku – fikcyjne oczywiście – zapotrzebowanie na „wykwalifikowane” pielęgniarki. Razem z grupą nas sześciu przedstawiły to zapotrzebowanie niemieckiemu lekarzowi, dr. Koenigowi (zapamiętałam nazwisko), który wypisał dla nas skierowanie do pracy w szpitalu w Milanówku. Wyszłyśmy więc z obozu całą naszą szóstką zupełnie legalnie i poszłyśmy do owego szpitala. Tam zaopatrzono nas w fikcyjne zaświadczenia (mam je do dzisiaj), że przebywałyśmy w miesiącu sierpniu i wrześniu w tym szpitalu na leczeniu. Pamiętam lekarkę, która wypisywała mi zaświadczenie, że w czasie od 15 sierpnia do 26 września leczyłam się w ich szpitalu na wysięk w kolanie i zmiany gruźlicze w szczytach. Była to niejaka dr Kiełbasińska. Takie zaświadczenie stanowiło pewną ochronę od Niemców. Zaopatrzone w podobne zaświadczenia rozeszłyśmy się w różne strony.”

O szczególnym zainteresowaniu losem Powstańców wspomina również Hanna Odrowąż-Szukiewicz, studentka tajnej medycyny, a w okresie powojennym lekarka. Razem z Kiełbasińską, swoją siostra Marylą Pilitowską i nieznaną sanitariuszką weszły do baraku nr 7, gdzie jako jeńcy wojenni trafili Powstańcy z Mokotowa. To właśnie Kiełbasińska załatwiła w komendzie obozu pozwolenie na wejście na teren pilnie strzeżonej hali. Sanitariuszki, dysponując zgromadzonymi w obozie medykamentami opatrzyły rannych, a także przyniosły dla nich ciepłą kawę z kuchni.

Jadwiga Kiełbasińska pomogła również Leonowi Kopelmanowi, ocalałemu z getta Żydowi, po wyzwoleniu „Gęsiówki” walczącemu ochotniczo w szeregach batalionu „Zośka”. Kopelman  trafił do Pruszkowa z Czerniakowa [relacja na stronie SPPW]:

„Potem powiedziano mi, żebym zwrócił się do lekarki obozu, która nazywała się doktor Kiełbasińska. […] Poszła ona do głównego lekarza tego obozu, Niemca, i wydostała od niego zaświadczenie, niby to dla jakiegoś niewolnika, że jest chory na suchoty, gruźlicę. Potem powiedziała mi, że kiedy będzie jechała z Pruszkowa do swojego domu, do szpitala w Milanówku, będę mógł z nią pojechać. W ten sposób wydostanie mnie z Pruszkowa. I rzeczywiście tak się stało. Wywiozła mnie i przyjechaliśmy do Milanówka. W Milanówku powiedziała mi: „No, teraz jesteś wolny, możesz sobie iść dokąd zechcesz.” A ja jej powiedziałem, że nie mam dokąd iść i chętnie zostałbym w szpitalu. Był to Szpital Chirurgiczny nr 1 w Milanówku. […] Pracowałem tam niby jako sanitariusz, ale wykonywałem też różne inne prace. Siostrami były zakonnice Polki. Personel szpitala nie wiedział, że jestem Żydem, może niektórzy się domyślali. Znałem stosunkowo dobrze język polski, tak więc ludzie z mojego otoczenia myśleli, że jestem Polakiem a nie Żydem.”

W bibliotece KUL w Lublinie znajdują się kserokopie dokumentów, przekazane tam w 1990 roku przez Jadwigę Kiełbasińską a wśród nich m.in. wyniki badań laboratoryjnych pacjentów oraz 16 list zwolnionych z Dulagu 121, przeważnie do szpitala w Milanówku, sporządzonych w okresie od 3 września do 5 października 1944 roku. Łącznie znajduje się na nich 380 nazwisk więźniów obozu. Najprawdopodobniej są to osoby, którym Jadwiga Kiełbasińska pomogła wydostać się na wolność z obozu, a część z nich mogła otrzymać pomoc w szpitalu „Perełka”.

Dziś jednoznacznie trudno rozstrzygnąć jaka dokładnie była rola Jadwigi Kiełbasińskiej. Z pewnością nie można bagatelizować słów członkiń polskiego personelu, które negatywnie oceniły jej działalność na terenie obozu. Jednak znaleźć można także dowody świadczące o pozytywnej roli jaką odgrywała Jadwiga Kiełbasińska i o pomocy, której udzielała wysiedlonym. Niestety nie dysponujemy spisanymi przez Jadwigę Kiełbasińską wspomnieniami, a w zeznaniach nie mogła otwarcie mówić o wszystkich swoich działaniach z uwagi na powojenne represje wobec ludzi związanych z Polską Podziemną. Już w 1944 roku jej postawa budziła mieszane uczucia, czego wyrazem są słowa dr Władysława Mazurka:

„Kiełbasińska była nam dużą pomocą z uwagi na doskonałą znajomość języka niemieckiego i wielki tupet. Zauważyłem, że od początku potrafiła nawiązać bardzo dobre stosunki z obozowymi władzami niemieckimi. Były wypadki, że dzięki jej interwencji załatwialiśmy pomyślnie sprawy wysiedlonych, raz nawet pamiętam, że dzięki jej tupetowi, który pomógł nam w akcji, udało się nam wyprowadzić około 2000 ludzi rzekomo chorych na czerwonkę. Lecz Kiełbasińska z takich swoich pomocy robiła szalona reklamę sobie, czego żaden inny członek personelu opiekuńczego obozu nie dopuszczał się. Nie mam żadnych konkretnych faktów, aby Kiełbasińska istotnie współpracowała z Niemcami, ale wszyscy na obozie raczej nie dowierzali jej i na jej nieraz podchwytliwe pytania starali się nie dawać odpowiedzi. My wszyscy staraliśmy się załatwiać różne zwolnienia i ulgi dla wysiedlonych po cichu, bez reklamy, pracując dla samej idei i raziło nas, gdy Kiełbasińska robiła szum wokół własnej osoby.  […] Ze wszystkich osób, z którymi pracowałem na terenie obozu w Pruszkowie jedna Kiełbasinska jest osobą, o której nie mogłem sobie wyrobić zdecydowanego zdania czy działalność jej dla ludności wysiedlonej była ideową czy też z myślą osiągnięcia korzyści dla siebie.”

Bibliografia

Fragmenty zeznań Władysława Mazurka, Jadwigi Huszczy-Oszkielowej, Mariana Dobrowolskiego i Jadwigi Kiełbasińskiej-Dobrowolskiej pochodzą z akt prokuratury, prowadzącej śledztwo przeciwko Jadwidze Kiełbasińskiej-Dobrowolskiej, zbiory Instytutu Pamięci Narodowej.

Antoni Platerk-Zyberk, Moja działalność pod Warszawą, w: Exodus. Ludzie i miasto po Powstaniu 1944, t. 1,

Kazimiera Drescher, Działalność polskiego sanitariatu i komisji lekarskiej w obozie Pruszków, w: Exodus. Ludzie i miasto po Powstaniu 1944, t.

Drescher, Komisja lekarska obozu przejściowego w Pruszkowie w czasie Powstania Warszawskiego, „Archiwum historii Medycyny”, 1968, t. XXXI, z. 2

Powiązane hasła

”None

Skip to content