Kirmuć Zofia – „Żebyś do swoich dzieci wrócił”
Zofia Kirmuć z d. Brzozowska, ur. w 1942 roku, została wyniesiona na rękach ojca, Wacława Brzozowskiego, z walczącej Starówki w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego. Z Pruszkowa zostali wysłani do Görlitz, gdzie Wacław Brzozowski pracował jako robotnik przymusowy. Pani Zofia, za mała, by zapamiętać tamte zdarzenia, historię swojej rodziny poznała z opowiadań bliskich. Krótka rozmowa z Panią Zofią została przeprowadzona na Muzeum Dulag 121 w 2013 roku.
Nazywam się Zofia Kirmuć. Zostałam wywieziona do obozu z Warszawy, z ulicy Mariensztat w wieku 2 lat i 2 miesięcy.
Była pani w obozie w Pruszkowie z rodziną?
Tak. Byłam z tatą, z moją siostrą stryjeczną i ciocią, czyli rodzoną siostrą mojej mamy. Mojej mamy nie było ponieważ nie żyła, zmarła w 1943 roku. Siostra stryjeczna miała niecałe 18 lat, tata 30, ciocia 33 lata.
Czyli były to osoby młode.
Stosunkowo młode, tak. Myśmy zostali wypędzeni z domu 8 sierpnia przed południem, kiedy jeszcze na Starówce było powstanie. Zostaliśmy pognani pod kościół Wizytek. Tam, pod kościołem, głównie przeprowadzali selekcję Ukraińcy. Ponieważ z matkami, z dziećmi, szły kobiety, nie im pasował mężczyzna z dzieckiem na ręku, w związku z tym Ukrainiec koniecznie chciał mnie tacie zabrać. Bił go bardzo mocno po rękach i po głowie, a tata miał mnie na ręku i tulił do siebie, osłaniał przed tym Ukraińcem i prosił, żeby go ten Ukrainiec zabił razem ze mną. Ukraińcy zabijali małe dzieci, tata to widział i chciał razem ze mną zginąć. Wtedy podszedł niemiecki oficer, spytał się, co się dzieje, tata mój po niemiecku powiedział, że „on mi chce zabić dziecko, ja proszę go, żeby zabił mnie z moim dzieckiem, a ja tobie życzę, żebyś do swoich dzieci wrócił”. Niemiecki oficer wepchnął tatę do kobiet z dziećmi i przeszliśmy tu, do Pruszkowa. Pamiętam jeszcze, że tata mówił, że jak przechodziliśmy przez Wolę, to ja wyglądałam jak murzynek, bo było czarno od tego dymu, bo Wola się paliła, paliły się zwłoki ludzkie na ulicy.
Proszę teraz troszeczkę więcej powiedzieć o tym, co działo się tutaj, w Pruszkowie.
Ja, jako dziecko, to w ogóle nic, poza lękiem i strachem, nie pamiętam. Z opowiadania taty wiem, że jak nas do Pruszkowa wypędzali, to tata wychodząc z domu pomylił walizki. Chciał wziąć walizkę z moimi rzeczami, a wziął z moimi, owszem, ale noworodkowymi, niemowlęcymi, które jeszcze spakowała moja mama. Z tą walizką dotarł do Pruszkowa. Chciał mnie ubrać i przekonał się, że nie może. W tym czasie jakaś pani urodziła dziecko, tu, w Pruszkowie, i tata oddał to jej.
A czy jest pani wiadomo, czy spotkali się tutaj państwo z jakąś pomocą?
Nie. Moja siostra wspomina tylko, że zdążyła pierwszą zupę dostać przed wyjazdem, no i ta zupa jej bardzo smakowała, jako że była bardzo głodna. A tak to żeśmy nie korzystali z żadnej pomocy.
Tata jeszcze opowiadał, że Niemcy byli przekupni i tata przekupił Niemca, żeby nas wypuścił, ale jak Niemiec zorientował się, że jest większa rodzina, nie chciał pozwolić wyjść wszystkim, chciał wypuścić tylko tatę i mnie, natomiast siostry i ciotki nie chciał. Tata więc został, ale Niemiec nie oddał niczego.
Proszę mi powiedzieć, ile dni byli państwo w Pruszkowie?
Myśmy byli 4 dni. 8 sierpnia żeśmy wyszli, a 12 sierpnia nas wywieziono dalej.
Jakie były państwa dalsze losy?
Wywieziono nas do obozu na Psie Pole, pod Wrocławiem. Tam byliśmy, już nie pamiętam, chyba do końca sierpnia i potem przewiezieni byliśmy do Görlitz, do obozu pracy. Z tego obozu tata i moja siostra wychodzili do pracy.
A państwa powrót po wysiedleniu?
Najpierw wróciliśmy w Białostockie, w rodzinne strony mojego taty. Ale tam z kolei naprzykrzały się bandy UPA i tata stwierdził, że wojna się skończyła, jeżeli ma nadal trwać, to woli wrócić do Warszawy. Wróciliśmy do Warszawy, mieszkanie na Mariensztacie było zupełnie zburzone. Tylko tyle, to są jedyne moje wspomnienia.
Bardzo dziękuję za rozmowę.