List z obozu – Krystyna Ostrowska
Krystyna Ostrowska (ur. 1926, zm. 2003), mieszkanka Włoch pod Warszawą, trafiła do obozu Dulag 121 w wyniku łapanki przeprowadzonej w Warszawie w pierwszej połowie października 1944 roku, skąd wywieziona została do Częstochowy. Wysłany 16 X 1944 r. z obozu liścik, w którym barwnie opisuje warunki panujące w obozie, przekazała Muzeum Dulag 121 córka Krystyny, pani Małgorzata Budkowska.
W czasie Powstania Warszawskiego rodzina Ostrowskich – Maria z trzema córkami: Barbarą, Aliną i Krystyną – mieszkała przy ul. Granicznej we Włochach pod Warszawą. Pani Krystyna do wybuchu Powstania pracowała na lotnisku. Pani Marii wraz z córkami szczęśliwie udało się uniknąć wysiedlenia z Włoch. Po zakończeniu walk w październiku 1944 roku, kiedy Niemcy wysiedlali ludność cywilną Warszawy, pani Krystyna udała się do Warszawy „na handel”. Tam, razem z przyjaciółką Krystyną Niedzielską, została pojmana w trakcie łapanki i przewieziona do obozu przejściowego w Pruszkowie. W rodzinnym archiwum pani Małgorzaty Budkowskiej, córki pani Krystyny, zachował się list, który ta pisała z obozu do przebywającej we Włochach matki. Pani Krystyna dostała się do transportu jadącego na teren Generalnego Gubernatorstwa. Trafiła do Częstochowy, gdzie odnalazł ją i sprowadził do Pruszkowa jej przyjaciel. Po zakończeniu wojny wyjechała na ziemie odzyskane.
Wypędzeni warszawiacy pisali listy z obozu do swoich bliskich, aby poinformować ich o swoim losie, prosić o pomoc bądź o dostarczenie niezbędnych do przeżycia rzeczy, których nie udało im się zabrać z warszawskich domów. Ze względu na brak papieru listy te pisane były na skrawkach gazet, pism urzędowych czy – jak w poniższym przypadku – na wypełnionym blankiecie telegramu.
16 X 44
Kochani moi!
Straszną radość sprawiły mi wczoraj te liściki z domu. Teraz nie czuję się taka osamotniona. I życie nie wydaje mi się takie beznadziejne. W obozie tu jest znośnie. Chleba jest w bród. Tylko spać jest trochę twardo. Ale to nic, w domu też nie było luksusów. Przyzwyczaiłam się już do warunków tutejszych. Codziennie rano myję się do pasa w zimnej wodzie. Zobaczysz jak wrócę to mnie nie poznasz. Papieroski i tak palę, chociaż mi nie przysłałaś. Jak długo tu będziemy nie wiem? Na transport potrzeba 8000 ludzi, a dopiero jest 700. Prosiłabym bardzo o szminkę i buty zamszowe, bo w tych nie mogę chodzić. Trzymajcie się ciepło, nie martwcie się o mnie. Bo ja na pewno wrócę cała.
Całuję Was mocno, mocno
Wasza Krystyna