Chełstowska Alicja – „Zapamiętałam ciągłe bombardowania”
Alicja Chełstowska z d. Sekuł [Sekut], ur. w 1938 r., w czasie Powstania Warszawskiego mieszkała z rodzicami przy ul. Pańskiej. W październiku 1944 r. rodzina została wypędzona z miasta i pognana do obozu przejściowego w Pruszkowie, a następnie wywieziona do wsi Wilków (obecnie pow. krakowski). Swoją relację Pani Alicja Chełstowska przekazała Muzeum Dulag 121 w 2022 r.
Urodziłam się w Warszawie w 1938 r. Najpierw mieszkałam z rodzicami ‒ Izydorem Klemensem i Heleną Sekuł z d. Mroczek ‒ na Pradze (na Targówku), na ul. Bieżuńskiej. Pod koniec 1942 lub na początku 1943 r. przenieśliśmy się do Śródmieścia, na ul. Pańską 7. Zamieszkaliśmy w kamienicy na 2. piętrze, w dużym i ładnym mieszkaniu. Tam też zastał nas wybuch Powstania Warszawskiego.
Przez całe Powstanie, aż do jego upadku, mieszkaliśmy pod tym właśnie adresem. Z tamtego okresu zapamiętałam ‒ chociaż byłam wtedy dzieckiem ‒ ciągłe bombardowania, ukrywanie się w piwnicy naszej kamienicy, głód, a nawet brak wody do picia. Któregoś razu bomba trafiła prosto w naszą kamienicę, w wyniku czego zawaliła się część ściany, przysypując nas w piwnicy. Na szczęście w pobliżu stacjonował oddział powstańców, którzy szybko nas odkopali i uwolnili z zasypanej piwnicy. Głównie w tej piwnicy w naszej kamienicy przemieszkaliśmy całe Powstanie. W jednej z sąsiednich kamienic na tej samej ulicy mieszkała siostra mojej mamy wraz z mężem i małym synkiem, który był moim rówieśnikiem (Jadwiga, Kazimierz i Mirosław Antoszkiewicz). Oni postanowili wcześniej opuścić Warszawę, jeszcze przed kapitulacją. Trafili do obozu przejściowego do Pruszkowa, a następnie do obozu pracy w Falkensee, pod Berlinem.
My natomiast zostaliśmy w Warszawie do końca Powstania. Zaraz po jego upadku wyszliśmy z miasta wraz z innymi mieszkańcami Śródmieścia. Najpierw pieszo dostaliśmy się do dworca Warszawa Zachodnia, a później węglarkami zostaliśmy przewiezieni do obozu przejściowego w Pruszkowie. Z pobytu w obozie zapamiętałam wnętrze hali, w której było bardzo tłoczno oraz panował brud i fetor. Na betonowej podłodze było pełno smaru i oleju, jakieś podkłady kolejowe. Żebym miała na czym spać, tata zrobił z kartonów, szmat itp. prowizoryczne posłanie. Jedzenie, które dostawaliśmy było bardzo skromne. Byliśmy stale głodni.
Po kilku dniach, może tygodniu, Niemcy zapakowali mnie i moją mamę wraz z innymi więźniami do wagonów towarowych i przetransportowali do Generalnej Guberni, w okolice Krakowa. Później okazało się, że w tym transporcie jechał z nami również mój tata, który, mimo że Niemcy do niego strzelali, uciekł podczas segregacji i wmieszał się w tłum kobiet. Dzięki ich pomocy, w przebraniu kobiecym, dostał się do tego samego pociągu i jakoś nas tam odnalazł. Nasz transport dotarł do stacji Kocmyrzów, skąd następnie zostaliśmy rozdzieleni do różnych wsi. My trafiliśmy do majątku we wsi Wilków, gdzie mieszkaliśmy do końca wojny.
Z pobytu w Wilkowie zapamiętałam, że warunki mieszkaniowe nie były najlepsze. Było zimno i ciasno, brakowało miejsca do spania. Z opowiadań mamy pamiętam, że był również problem z jedzeniem (rodzice musieli często zdobywać je na własną rękę), a także z ubraniami na zimę.
Do Warszawy wróciliśmy pod koniec kwietnia 1945 r. Nasza kamienica w Śródmieściu przy ul. Pańskiej była całkowicie zburzona. Zamieszkaliśmy więc w mieszkaniu siostry mojej mamy na Zaciszu, przy ul. Żwirki i Wigury 3 (później przemianowanej na Miedzianogórską). Z uwagi na bardzo trudne warunki mieszkaniowe i dużą liczbę osób w mieszkaniu, które składało się tylko z jednego pokoju i kuchni, po około pół roku, w listopadzie 1945 r. rodzice podjęli decyzję o wyjeździe z Warszawy na tzw. Ziemie Odzyskane, do Gorzowa Wielkopolskiego. Tam mieszkaliśmy chyba do 1949 r. Potem wróciliśmy do Warszawy i zamieszkaliśmy na wiele lat na Zaciszu przy ul. Gniazdowskiej. Dopiero pod koniec lat 70. wyprowadziliśmy się wszyscy z rodzinami do nowych bloków na Targówku.
Na zdjęciach Helena, Izydor Klemens Sekuł oraz Alicja Chełstowska z d. Sekuł. Z arch. pryw.