menu

Karska Maria z d. Falęcka – „Nakazali opuszczenie domów”

Karska Maria z d. Falęcka – „Nakazali opuszczenie domów”

Maria Karska z d. Falęcka, ur. w 1937 r., w czasie wybuchu Powstania Warszawskiego mieszkała wraz z matką Stefanią przy ul. Hożej. We wrześniu 1944 r. została wygnana do obozu Dulag 121, skąd po ok. tygodniowym pobycie, wywieziono ją do Krakowa. Pani Maria Karska swoje wspomnienia z okresu II wojny światowej spisała i przekazała Muzeum Dulag 121 w 2023 r.

Urodziłam się w 1937 roku  w Warszawie i mieszkałam z Rodzicami na ul. Hożej 27. Na początku 1943 roku po mojego Ojca przyszło do domu Gestapo. Został aresztowany i przewieziony na Pawiak. Mama szukała różnych kontaktów, aby Ojca uwolnić, znalazła tylko tzw. granatowego policjanta, który zapewnił ją, że ma dojścia do Niemca na Powiślu. Mama wręczyła mu całą biżuterię, która oczywiście przepadła, a Tatę odesłano transportem do Oświęcimia. Początkowo pisał listy i prosił o paczki z żywnością, które Mama wysyłała (słonina, cebula, suchary), potem nastąpiła cisza, ale Mama i tak cały czas wierzyła, że Ojciec wróci.

Przez kolejne lata okupacji praktycznie byłyśmy bez środków do życia. Przez pierwsze parę miesięcy po aresztowaniu firma, w której pracował Tata, płaciła nam jakieś niewielkie kwoty na utrzymanie. Dlaczego Ojca aresztowało Gestapo? Nic nie wiedziałyśmy wtedy z Mamą, że Ojciec działał w siatce konspiracyjnej pod nazwą „Muszkieterowie”[1]. Siatka ta działała w firmie założonej przez Panią Trapszo-Ćwiklińską[2] o nazwie Mi-Ra. Działało w niej wielu znajomych Ojca, m.in. mąż mojej ciotki, Pan Kaniewski vel Witkowski[3]. O wszystkim dowiedziałam się dopiero z książki pana Leskiego pt. „wspomnienia oficera wywiadu i kontrwywiadu AK”[4].

Gdy skończyły się nam pieniądze, Mama chwytała każdą nadarzającą się okazję, aby zarobić parę groszy na nasze utrzymanie. Przez cały czas okupacji i Powstania Warszawskiego mieszkałyśmy na ulicy Hożej 27. Pierwszego sierpnia 1944 roku Mama wysłała mnie do apteki na ul. Kruczą. Zanim doszłam do niej, rozległy się strzały, więc biegiem wróciłam do domu. Powstanie spędziłyśmy w piwnicy i w mieszkaniu, do czasu, gdy na strychu „zadomowił” się niemiecki snajper, tzw. „gołębiarz”, zastrzelony potem przez AK. Wówczas siedziałyśmy już tylko w piwnicy. Posłanie Mama zrobiła na ziemi obok składowanego węgla, ale miałyśmy poduszkę i kołdrę.

Razem z nami przez całą okupację i Powstanie mieszkał pies rasy seter, którego Mama wykupiła podczas jakiegoś wyjazdu poza Warszawę od chłopa, gdzie miał paskudne życie. Mama nocami wraz z sąsiadami chodziła na Pole Mokotowskie, gdzie można było wykopać trochę kartofli i znaleźć liście kapusty. Kiedyś ktoś przywiózł nam worek jęczmienia (kaszy), którą udało się zabrać z browaru Haberbuscha[5]. Pomimo że kasza była zarobaczona i tak była pyszna.

Parę razy z Mamą nocami szłyśmy na dyżur do kwatery AK, gdzieś w okolicach Placu Trzech Krzyży, przychodzili tam umordowani powstańcy, aby się umyć, przespać i coś zjeść. Na ogół była to okropna zupa gotowana na wodzie z kaszą, polana oliwą.

Nasz dom został podczas Powstania częściowo zburzony. Na oficynę od strony ul. Skorupki spadła bomba, nasza część na szczęście ocalała.

Pamiętam, jak do naszej piwnicy, która miała przebite przejście do budynku Hoża 27a przyszedł czarnoskóry powstaniec. Kiedyś natrafiłam na jakieś wspomnienia o nim, ale już niestety nie pamiętam, gdzie to było.

Na Hożej przy Marszałkowskiej było kino „Hollywood”, ale tylko dla Niemców. Mamie udało się, znając bileterkę, dostać się ze mną na film dla dzieci pt. „Królewna Śnieżka”. Cóż to była za frajda obejrzeć kolorowy kreskowy film! Kino zostało potem zburzone.

Po upadku Powstania Niemcy nakazali opuszczenie domów. Mama spakowała jakieś rzeczy do walizki, a ja prowadziłam psa i niosłam słoik z konfiturami. Razem z innymi mieszkańcami Hożej doszliśmy do pl. Politechniki. Stali tam Niemcy i segregowali uchodźców. Nas skierowano w stronę pociągu – nie pamiętam, czy był to Dworzec Zachodni, czy kolejka EKD. Stojący przy Politechnice Niemiec odebrał mi psa, twierdząc, że tam dalej zostanie on zastrzelony, a on się nim zaopiekuje. Dostałam też od niego, tak jak i inne dzieci, pomidora! W jaki sposób dotarłyśmy do Pruszkowa, niestety już nie pamiętam.

Skierowano nas do ogromnej hali fabrycznej, gdzie na betonie koczowało już wiele osób. Mama znalazła jakiś wolny skrawek betonu i tam czasowo zamieszkałyśmy. W nocy ja spałam na walizce a Mama na betonie. W ciągu dnia przywożono do obozu kotły z zupą, nie wiem, czy był to Czerwony Krzyż, czy RGO [Rada Główna Opiekuńcza]. Całe szczęście, że miałyśmy słoik, do którego wlewano nam zupę po odstaniu w długiej kolejce. Inni nie mieli takiego szczęścia, bo nie mieli w co wlać zupy. Jak długo byłyśmy w obozie – nie pamiętam.

Któregoś dnia przyszedł rozkaz załadowania się do wagonów, część została skierowana do pociągu jadącego do Niemiec, a nas z Mamą do pociągu jadącego do Generalnej Guberni, do Krakowa. I tak wysiadłyśmy, po wielu godzinach podróży, w Krakowie, gdzie czekało już sporo mieszkańców, chcących zabrać „rozbitków” do siebie na noc. Nas zabrali jacyś dobrzy ludzie, u których mogłam zasnąć w łóżku po raz pierwszy od wielu tygodni. Potem Mama znalazła jakieś zajęcie w Krzeszowicach pod Krakowem, w majątku Państwa Potockich. Pomagała tam w gospodarstwie.

Mama chciała jak najszybciej wrócić do Warszawy, łudząc się, że zastanie tam już męża. Zorganizowała więc kolejny transport i znalazłyśmy się w Radziejowicach, niedaleko Warszawy. Zamieszkałyśmy w pałacu i żyłyśmy tam do czasu, gdy do Radziejowic przyszło wojsko radzieckie. Któregoś dnia jeden z żołnierzy radzieckich – jakiś Azjata – wylegitymował Mamę. Mama pokazała mu dokument niemiecki, tzw. Kennkartę. Ten analfabeta zobaczywszy język niemiecki wyciągnął pistolet i chciał Mamę zastrzelić, jako niemieckiego szpiega. Na szczęście w pobliżu był jakiś bardziej „gramotny” oficer, sklął żołnierza i następnie go zastrzelił. Zrobiło się trochę niebezpiecznie dla nas, więc przeniosłyśmy się z Mamą do chłopa w pobliskiej wsi i Mama w rewanżu pomagała mu w gospodarstwie.

W styczniu 1945 roku Mama zorganizowała chłopską furę i wraz z dobytkiem uzbieranym podczas tułaczki (m.in. piernat) dojechałyśmy w trzaskający mróz do Warszawy. Na szczęście miałyśmy własne, choć splądrowane przez szabrowników, mieszkanie. Został tylko duży, rozkładany stół, który przez jakiś czas służył nam za łóżko.

I tak zaczął się kolejny trudny i głodowy etap naszego życia. Do szkoły przy ulicy Hożej poszłam mając skończone osiem lat. Mamie udało się znaleźć jakąś pracę, więc ja częściowo musiałam zająć się gotowaniem i sprzątaniem, ale znajdowałam też czas, aby bawić się na podwórku z innymi ocalałymi dziećmi, które wracały stopniowo do Warszawy. Wspominam też bardzo przykre chwile, gdy na Kruczej rozpoczęła się ekshumacja grobów powstańczych.

W naszym domu na Hożej od strony Skorupki po pewnym czasie został otwarty sklep mięsny, gdzie za niewielkie pieniądze kupowałyśmy połówki łbów końskich, z których można było wyskrobać trochę mięsa na pierogi. W przeżyciu pomagały nam też paczki z UNRA, w których znajdowały się czasami też jakieś smakołyki.


[1] Muszkieterowie, Muszkieterzy  – polska organizacja konspiracyjna o charakterze wywiadowczym działająca w okresie II wojny światowej.

[2] Mieczysława Ćwiklińska, właśc. Mieczysława Trapszo (1879-1972) – polska aktorka i śpiewaczka.

[3] Prawd. Stefan Witkowski (1903-1942) – przywódca konspiracyjnej organizacji Muszkieterowie (Muszkieterzy).

[4] Właśc. „Życie niewłaściwie urozmaicone. Wspomnienia oficera wywiadu i kontrwywiadu AK” autorstwa Kazimierza Leskiego.

[5] Zakład produkcji piwa Haberbusch i Schiele mieścił się przy ul. Krochmalnej 59 w Warszawie.

Powiązane hasła

”None

Skip to content