Pomoc wypędzonym
Od 6 sierpnia do końca pierwszej połowy 1945 r. od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy osób zaangażowało się w zakrojoną na szeroką skalę akcję pomocową na rzecz wypędzonych ze stolicy podczas Powstania Warszawskiego i tuż po jego zakończeniu. Pomoc medyczną, materialną oraz duchową organizowano w obozie przejściowym w Pruszkowie, w miasteczkach i wsiach południowo-zachodniego rejonu podwarszawskiego, a także na terenie Generalnego Gubernatorstwa, dokąd wywożono więźniów Dulagu 121. W jej organizację włączyli się przedstawiciele legalnie i konspiracyjnie działających organizacji i instytucji, tj. Rada Główna Opiekuńcza, Armia Krajowa, Polski i Międzynarodowy Czerwony Krzyż, spółdzielnie, kościoły i zakony, szpitale, organizacje polonijne, a także tysiące niezrzeszonych wolontariuszy w Polsce i na świecie.
Historia
6 sierpnia 1944 r. komisarz miasta Pruszkowa Walter Bock wezwał przedstawicieli Polskiego Komitetu Opiekuńczego Warszawa-Powiat (RGO), aby zlecić im zorganizowanie pomocy medycznej i wyżywienia dla ludności Warszawy, która, począwszy od 7 sierpnia, przybywać miała transportami na teren Warsztatów Kolejowych do nowo utworzonego obozu przejściowego Dulag 121. Jeszcze tego samego dnia proboszcz parafii Świętego Kazimierza i przewodniczący pruszkowskiej delegatury ks. Edward Tyszka oraz proboszcz parafii Niepokalanego Poczęcia NMP ks. Franciszek Dyżewski podczas wieczornych nabożeństw ogłosili apel o zbiórkę żywności i naczyń oraz zgłaszanie się do pomocy w obozie. Na apel odpowiedzieli pruszkowscy lekarze, pielęgniarki, siostry zakonne i osoby posiadające przeszkolenie medyczne, szczególnie potrzebne w obozie. Z rozkazu ppłk. Edmunda Krzywdy- Rzewuskiego pseud. „Paweł” do pracy w obozie skierowano także konspiracyjne struktury Armii Krajowej – przede wszystkim członkinie Wojskowej Służby Kobiet, a na potrzeby wypędzonych przekazane zostały zapasy żywności i leków z magazynów VI Rejonu „Helenów” VII Obwodu AK „Obroża”.
W pierwszej kolejności na terenie obozu uruchomiona została kuchnia. Jej kierowniczką została Maria Bogucka, zaś organizacją zaopatrzenia zajął się wiceprezes pruszkowskiej delegatury PolKO Władysław Mazurek. W początkowym okresie pracowało tam ok. 50 osób, ale w momentach największego natężenia transportów ze stolicy liczba pracowników dochodziła do 480 osób. Wśród nich byli zarówno wolontariusze z Pruszkowa i okolicznych miejscowości, jak i więźniowie obozu, którym zatrudnienie w kuchni pozwalało uniknąć wywózki w nieznane oraz dawało szanse uzyskania przepustki z obozu lub umożliwiało późniejszą ucieczkę. Z czasem kuchnia została podzielona na oddziały. Uruchomiono kuchnię ogólną, kuchnię dla niemowląt, dla dzieci do lat 5, dla chorych oraz dla polskiego personelu, a pracowników podzielono na siedem sekcji: kucharską, obieraczek, jarzynową, porządkową, krajalnie chleba, rąbania drewna i transportową. Rano i wieczorem wydawano ciepłą kawę zbożową i chleb, w południe gorącą zupę. W sprawozdaniu II zespołu członków pruszkowskiej RGO – dr. Władysława Mazurka, Władysława Adamczewskiego i Michała Dziublickiego – czytamy:
Wyżywienie dzienne składało się z trzykrotnych posiłków: rano i wieczorem kawa czarna nie słodzona w ilości ½ litra oraz chleb razowy w ilości 200-250 gramów, w południe ½ litra zupy jarzynowej, krupniku, kartoflanej, czasem z dodatkiem makaronu, lub pomidorowej. Wymienione ilości są raczej orientacyjne ze względu na to, że ludność częstokroć posiadała różnej wielkości naczynia, jak wazoniki, polewaczki, spluwaczki, wiadra, kubki od termosów, lub nie posiadała ich wcale.
Kuchnia obozowa nie była w stanie przygotowywać posiłków dla wszystkich więzionych. W szczycie swojego funkcjonowania wydawała maksymalnie 35 tysięcy posiłków dziennie. Produkty, z których przygotowywano posiłki – głównie warzywa – pochodziły z zapasów przekazanych przez VI Rejon „Helenów” AK, pruszkowską delegaturę PolKO oraz z codziennych kwest i darów przekazanych przez mieszkańców Pruszkowa oraz okolicznych miejscowości i wsi: Pęcic, Reguł, Duchnic, Parzniewa, Moszny. Oprócz niewystarczających zapasów żywności, istotnym problemem był brak naczyń i sztućców, który uniemożliwiał więzionym odebranie i spożycie posiłków. O trudnościach, z jakimi borykał się polski personel, opowiadała Maria Stokowska, sanitariuszka w obozie:
Trzeba było chodzić po poszczególnych pawilonach samemu i rozdawać żywność dzieciom, bo jak zwykle w tak dużym zbiorowisku ludzi zdarzały się wypadki, że wygłodniali dorośli potrafili dla siebie zabierać produkty przeznaczone dla najmłodszych. Dostarczono również więcej naczyń, gdyż osoby niemające w co wziąć jedzenia z kotła, po prostu nie jadły. Czasem bywało tak, że nie starczało dla wszystkich zupy, gdyż w kuchni nigdy nie wiedziano, ilu jest wysiedleńców. Chorym i starszym przynosiliśmy w miarę możności jedzenie, aby nie umarli z głodu.
W obozie działały również służby sanitarne, które z ramienia strony polskiej zorganizował doktor Kazimierz Szupryczyński, pseud. „Bożymir”, naczelny lekarz VI Rejonu „Helenów” AK, z inicjatywy którego powstała sieć prowizorycznych ambulatoriów mieszczących się w obozowych halach. Ich wyposażenie pozwalało na udzielenie jedynie doraźnej pomocy medycznej, dlatego ciężko chorych i rannych odsyłano do szpitali poza murami obozu. Brakowało przede wszystkim lekarstw, opatrunków i narzędzi chirurgicznych. Sytuacja uległa niewielkiej poprawie, gdy we wrześniu do obozu trafiły pierwsze transporty darów z Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Z kolei władze niemieckie na naczelnego lekarza obozu wyznaczyły położną Jadwigę Kiełbasińską, a na przełożoną sanitariuszek – urszulankę siostrę Marię „Alicję” Tyszkiewicz.
W obozie zatrudnionych było średnio kilkaset osób: pracowników kuchni, noszowych, sanitariuszy, lekarzy i tłumaczy, głównie wolontariuszy z Pruszkowa i okolicznych miejscowości, którzy zgłosili się w odpowiedzi na apel RGO. Ich praca nie wiązała się z żadnymi przywilejami, obarczona była za to sporym ryzykiem. Polskie służby były pod stałym nadzorem funkcjonariuszy Gestapo, którzy w każdej chwili mogli zdecydować o karnym wydaleniu poza teren obozu bez prawa powrotu, wysyłce na roboty przymusowe lub zesłaniu do obozu koncentracyjnego. Mimo to wielu z nich podejmowało ryzyko i ratowało wypędzonych przed wywózką. Do najpopularniejszych sposobów należało nielegalne zdobywanie i fałszowanie zwolnień z obozu wydawanych przez niemiecką komisję lekarską oraz organizacja ucieczek z terenu obozu. Największą uwagę zwracano na osoby zagrożone wywózką do obozów koncentracyjnych, podejrzanych o udział w Powstaniu, a także zasłużone dla polskiej kultury, oświaty, nauki i życia społecznego, ułatwiając im ucieczkę z obozu lub dostanie się do transportu na teren Generalnego Gubernatorstwa.
Szczególne zasługi miały w tym względzie Polki zatrudnione jako tłumaczki niemieckich lekarzy z obozowej komisji lekarskiej. Ich praca umożliwiała zdobywanie „lewych” przepustek oraz wpisywanie osób zagrożonych wywózką do obozów koncentracyjnych i na roboty przymusowe na listę osób zwolnionych, z podaniem przy każdym z nazwisk zmyślonej diagnozy lekarskiej. Z tłumaczkami współpracowały sanitariuszki i pielęgniarki, które wyszukiwały na terenie obozu osoby, dla których należało uzyskać zwolnienie. Do najbardziej zasłużonych tłumaczek należały Kazimiera Drescher, Anna Danuta Leśniewska (po mężu Sławińska) i urszulanka s. Maria „Alicja” Tyszkiewicz.
Na uwagę zasługuje także pomoc świadczona przez rozmaite środowiska zawodowe, szczególnie kolejarzy i pracowników Elektrycznej Kolei Dojazdowej, którzy ułatwiali ucieczki z transportów przybywających do obozu Dulag 121, bądź zwalniali bieg pociągów, aby uczestnicy tzw. akcji „Peron” byli w stanie wrzucać do jadących z Warszawy do obozu Dulag 121 pociągów pożywienie. Wsparcia poza terenem obozu udzielali również lekarze, oferujący darmowe konsultacje dla wypędzonych, pracownicy sieci spółdzielni „Społem” oraz członkowie Ochotniczej Straży Pożarnej. Najmniej informacji posiadamy o pomocy świadczonej przez wolontariuszy i zwykłych mieszkańców Pruszkowa i okolic, którzy dzielili się z potrzebującymi swoimi skromnymi zapasami jedzenia lub przyjmowali wypędzonych pod dach. Nie będziemy nigdy w stanie określić liczby osób, które zaangażowały się w pomoc, ale według niektórych szacunków w samym rejonie podwarszawskim mogło ich być od kilku nawet do kilkunastu tysięcy osób.
Patrz: Irena Horban, Tadeusz Jakubowski, Janina Zawiślak
Pomoc w rejonie podwarszawskim
Z obozu legalnymi bądź nielegalnymi drogami wyszło od kilkudziesięciu do nawet 100 tysięcy osób, z których część wymagała natychmiastowej pomocy medycznej, a wszyscy pomocy żywnościowej, lokalowej i pieniężnej. Pilna pomoc niezbędna była zwłaszcza w rejonie podwarszawskim, gdzie trafiali najbardziej poszkodowani: w Pruszkowie, Piastowie, Włochach, Milanówku, Brwinowie, Podkowie Leśnej, Komorowie czy Grodzisku Mazowieckim. Rannych i chorych kierowano w pierwszej kolejności do pruszkowskich szpitali: powiatowego przy ulicy Pięknej, na Wrzesinie oraz do szpitala psychiatrycznego w Tworkach, gdzie w II pawilonie utworzono szpital dla rannych z obozu Dulag 121. Mimo kilkuset dostępnych łóżek, nie były one w stanie zapewnić opieki medycznej tak dużej liczbie potrzebujących.
Z tego względu w okresie od sierpnia do października 1944 roku w okolicy Pruszkowa zorganizowano kilkadziesiąt prowizorycznych szpitali i punktów medycznych, zakładanych w prywatnych domach, willach, dworach, szkołach czy budynkach gminnych m.in. w Błoniu, Brwinowie, Piastowie, Komorowie, Włochach i Ursusie. Najdogodniejszym do tego miejscem, ze względu na willową zabudowę i dobre połączenie komunikacyjne z Pruszkowem, był Milanówek, gdzie funkcjonowało aż 11 tego typu placówek. Dodatkowo od sierpnia do końca października 1944 roku w rejon podwarszawski trafiały ewakuowane z miasta warszawskie placówki medyczne, m. in. Szpital Dzieciątka Jezus, Szpital Położniczy czy Szpital Wolski. Znaczna liczba potrzebujących przy skromnym zaopatrzeniu sprawiały, że borykały się one z ciągłym niedoborem opatrunków, medykamentów, narzędzi chirurgicznych oraz żywności.
Organizacją pomocy żywnościowej dla wypędzonych w pierwszej kolejności zajęły się delegatury PolKO, które dysponowały siecią kuchni i punktów żywieniowych, funkcjonujących w miejscowościach podwarszawskich. Jednak wciąż wrastająca liczba potrzebujących sprawiła, że dostępne zasoby i infrastruktura okazały się niewystarczające. Dzięki zbiórkom żywności i pieniędzy, pomocy Polskiego Czerwonego Krzyża i centrali głównej RGO w Krakowie utworzono nowe punkty dożywiania, dzięki czemu udało się zwiększyć liczbę wydawanych posiłków. W pomoc włączyły się także parafie i zgromadzenia zakonne, przy których otwierano kuchnie dla wysiedlonych. Wszystkie posiłki wydawane były bezpłatnie.
Część wypędzonych po opuszczeniu murów obozu zatrzymywała się u rodziny lub przyjaciół, bądź traktowała pobyt w miejscowościach podwarszawskich jako przystanek w drodze do nich. Większość z nich szukała jednak miejsca, w którym mogłaby przeczekać do momentu powrotu do swoich domów w stolicy. Przyjmowali ich w swoich domach i willach mieszkańcy okolicznych miejscowości i wsi, głównie Pruszkowa, Brwinowa, Podkowy Leśnej, Milanówka. Niestety w relacjach świadków historii nazwiska osób, które udzielały potrzebującym schronienia, bądź adresy domów, w których zaoferowano im nocleg, to rzadkość. Gdy kwatery w okolicznych miejscowościach zapełniły się (w niektórych z nich liczba mieszkańców podwoiła się), lokalne delegatury PolKO oraz zgromadzenia zakonne uruchamiały w budynkach szkół, sierocińców czy kin schroniska i noclegownie, gdzie potrzebujący przyjmowani byli na jedną lub więcej nocy. Część z nich oferowała także skromne posiłki.
Jedną z największych bolączek wypędzonych zarówno w obozie jak i poza jego murami był brak informacji o losach bliskich. Osoby rozdzielone z rodzinami podczas drogi z Warszawy, w obozie, bądź podczas segregacji wypisywały na skrawkach papieru informacje o swoim miejscu pobytu i wręczały pielęgniarkom z prośbą o dostarczenie do adresata. Podobne liściki, często razem z kluczami do warszawskich mieszkań, wypędzeni wyrzucali przez okienka pociągów towarowych oraz podczas postojów. Były one zbierane przez kolejarzy, harcerzy oraz okolicznych mieszkańców, którzy dostarczali je do adresatów, a jeśli było to niemożliwe, przypinali na płotach obok setek im podobnych. W sierpniu 1944 roku pruszkowska delegatura PolKO powołała Wydział Ewidencyjno-Informacyjny, którego kierownikiem mianowano Stefana Teofila Cichońskiego. Do zadań Wydziału należało prowadzenie kartoteki wysiedlonych i w oparciu o nią udzielanie odpowiedzi na zapytania o miejsce pobytu osób wywiezionych z obozu w Pruszkowie. Od sierpnia do grudnia 1944 roku Wydział otrzymał około 12 000 zapytań od osób poszukujących swoich bliskich. Do dnia 19 marca 1945 roku zarejestrowano łącznie 41 815 osób.
Patrz: Filia Szpitala Wolskiego w Pszczelinie
Pomoc na terenie Generalnego Gubernatorstwa
Pomoc organizowana była również w dalszych rejonach Generalnego Gubernatorstwa. Na stacjach m.in. w Żyrardowie, Skierniewicach, Koluszkach, Piotrkowie Trybunalskim, Radomsku i Częstochowie dzięki wsparciu miejscowych placówek Polskich Komitetów Opiekuńczych (RGO) zorganizowano dworcowe punkty dożywiania. Ich zadaniem było dostarczanie pożywienia i wody dla ludzi przetrzymywanych w transportach z obozu Dulag 121, które oczekiwały na odjazd do dalszych miast w Generalnym Gubernatorstwie bądź na teren III Rzeszy. Żywność na te cele pochodziła przede wszystkim z datków zbieranych pośród mieszkańców tych miejscowości.
W docelowych miejscach transportów wypędzonymi zajmowały się terenowe jednostki Polskich Komitetów Opiekuńczych. Organizowano pomoc materialną (przede wszystkim zbierano odzież w związku ze zbliżającą się zimą), żywność oraz wydawano zasiłki pieniężne. W większych miastach i miasteczkach powstawały kuchnie, schroniska, sierocińce i domy dla starców z myślą o wypędzonych. Szczególne zasługi miała w tym względzie centrala Rady Głównej Opiekuńczej w Krakowie, która interweniowała na rzecz wypędzonych u władz Generalnego Gubernatorstwa, koordynowała pracę lokalnych odziałów PolKO, a także tworzyła kartotekę wysiedlonych na teren Generalnego Gubernatorstwa w oparciu o listy osobowe otrzymane z poszczególnych Komitetów. Wsparcia udzielały także zakony, parafie, lokalne struktury polskiego państwa podziemnego oraz zwykli mieszkańcy, którzy przyjmowali wypędzonych pod swój dach. Doradca na Okręg Radomski w sprawozdaniu z odwiedzin w Częstochowie, Piotrkowie, Tomaszowie, Radomsku i Koluszkach w dniach 31 VIII-05 IX 44 r. podkreślał zaangażowanie lokalnych Komitetów i ofiarność tamtejszych mieszkańców:
Komitety zdołały pociągnąć do współpracy i pobudzić do bardzo wydatnej ofiarności szerokie warstwy ludności miejskiej. Byłem świadkiem masowych objawów tej ofiarności, wręcz zdumiewającej w dzisiejszych trudnych warunkach. Wszystkie Pol.K.O. organizują i prowadzą akcję w sposób improwizowany, bez jednolitych instrukcji i wskazówek z góry, kierując się głównie własnym rozumem i poczuciem obowiązku. Każdy Komitet stał się dziś czynną komórką samą w sobie, która będąc nawet izolowaną od Centrali, nie założy rąk i nie będzie oglądać się bezradnie, lecz przystąpi z gotowością i energią do wykonania zadań, które jej bieg wypadków narzuca.
Niestety, do wielu wysiedlonych, którzy trafili do gospodarstw w małych wsiach, zorganizowana pomoc nie docierała.
Patrz: Transporty z obozu Dulag 121
Pomoc międzynarodowa
W pomoc na rzecz wypędzonych zaangażowały się także organizacje międzynarodowe. Pierwsze transporty lekarstw, odzieży i żywności (głównie mleka skondensowanego, cukru i sardynek w puszkach) dotarły do obozu Dulag 121 we wrześniu. Zorganizował je Międzynarodowy Czerwony Krzyż. W pomoc intensywnie zaangażowały się także jego europejskie oddziały: Duński, Szwedzki, Brytyjski i Irlandzki. Przesyłki z zagranicy napływały również do centrali RGO w Krakowie. Ważnym źródłem pomocy był Rząd Polski w Londynie, który za pośrednictwem Poselstwa Polskiego w szwajcarskim Bernie i tamtejszej placówki Polskiego Czerwonego Krzyża udzielił finansowego wsparcia na rzecz wysiedlonych z Warszawy. Istotnym wsparciem dla PCK były także środki finansowe ze zbiórek organizowanych wśród Polonii m. in. w Portugalii, Stanach Zjednoczonych i Szwajcarii.