30 STY
1905
Pod koniec stycznia 1905 roku Królestwo Polskie ogarnęła fala strajków robotniczych, które były odpowiedzią na „Krwawą niedzielę” – krwawe stłumienie 22 stycznia przez wojska carskie pokojowej manifestacji robotniczej w Petersburgu w wyniku którego zginęło kilkaset osób. 30 stycznia strajk rozpoczęli również robotnicy pruszkowskich fabryk. „Z Pola Walki” 10 marca donosiło:
Strejk rozpoczął się u nas w poniedziałek 30/I. Pierwsza fabryka zestrejkowała Troetzera, a do godz. 10-tej stały już wszystkie fabryki i zaraz zostały przedstawione, przez delegatów, żądania robotników. W sprawie tej bardzo bruździł dyrektor fabryki Troetzera, p. Trembicki, który zaproponował, aby fabrykanci solidarnie wystąpili i nie dawali żadnych ustępstw, a nędzą i głodem zmusili ludzi do pracy. i głosował też na wszystkich zebraniach, aby robotnikom nic nie dawać. Zaznaczyć należy, iż Trembicki pracował też kiedyś jako ślusarz, a swoją podłością i zausznictwem wyrobił się na dyrektora. W ostatnich dniach strejku robotnicy fabryki Troetzera zgodzili się na ustępstwa dane przez fabrykanta, przy tem obecny był też i Trembicki, który potrafił tak omamić pięknemi słówkami robotników, że oni nie zrozumieli, iż właściwie żadnej podwyżki im nie dano. Po wyjściu jednak z fabryki i zrozumiawszy cały podstęp, powybijali szyby w mieszkaniu Trembickiego i do roboty nikt nie poszedł. Zaznaczyć należy, że Trembicki starał się nakłonić robotników do pracy, mówiąc: niech panów przyjdzie do roboty 25, ja każę maszynę puścić, a jeśli nam będą przeszkadzać, to są na to żołnierze i zobaczymy, kto silniejszy. Jednakowoż nikt nie przyjął jego propozycyi i odwrócono się od nie z pogardą. W czasie strejku ksiądz proboszcz Szczucki w Żbikowie miał kazanie, na którem wymyślał ludziom, że walczą o prawa do życia, mówił, że tu jest tylko nasza doczesna pielgrzymka, więc powinniśmy się na wszystko godzić, aby zasłużyć na państwo niebieskie, mówił o „strasznej wolności” u nas, jakiej nigdzie nie ma, a „wy bijecie swoich chlebodawców, strzelacie do nich, napadacie, a nigdzie tego robić nie wolno, a przytem zarabiacie dobrze; zagranicą, to człowiek dostaje parę złotych za ciężką pracę. Wy tu macie swobodę, wolność, więc powinniście pracować spokojnie i nie wymagać rzeczy nadzwyczajnych”.
1941
30 stycznia 1941 roku niemieckie władze okupacyjne przystąpiły do akcji likwidacji pruszkowskiego getta, które utworzone zostało w listopadzie 1940 roku w kwartale ulic Pęcickiej (obecnie Armii Krajowej), Komorowskiej, Ceramicznej i Polnej. Wówczas ponad 1300 pruszkowskich Żydów przesiedlono do getta składającego się z zaledwie 21 domów, gdzie zmuszeni byli mieszkać w uwłaczających warunkach sanitarnych. Część z nich zmuszana była do niewolniczej pracy w Warsztatach Kolejowych na Żbikowie. W „Archiwum Ringelbluma” zachowała się anonimowa relacja przedrukowana w „Seferze Pruszków. Księdze pamięci Pruszkowa, Nadarzyna i okolic” (Książnica Pruszkowska 2016):
30 stycznia 1941 roku o ósmej rano, kiedy wszyscy żydowscy mieszkańcy od najstarszego do najmłodszego znajdowali się już na ulicy, przyjechały pierwsze ciężarówki i zabrały pierwszy transport kobiet, dzieci i starszych mężczyzn, po czym odprowadzono ich do warsztatów, gdzie odbywała się kąpiel i dezynfekcja żydowskich wysiedleńców z Pruszkowa. Do czwartej popołudniu trwał przewóz wszystkich ludzi i bagażu. Tymczasem zdarzył się bardzo wstydliwy incydent podczas kąpieli. Otóż grupa żołnierzy wdarła się do wagonu, w którym odbywała się parówka, i nie dość, że pewnej części żydowskich kobiet i dziewcząt ogolono całkowicie włosy, to w dodatku zmuszono je, aby dały się sfotografować. Następnie, gdy władze się przekonały, że nie sposób wszystkich poddać parówce i kąpieli, wsadzono wszystkich ludzi do specjalnego pociągu i przewieziono do Warszawy. Podróż trwała prawie cztery godziny i w końcu o dziewiątej wieczorem pociąg przybył do Warszawy na Dworzec Gdański.