Durchgangslager 121
Dulag 121 (skrót od niemieckiego Durchgangslager 121) – niemiecki obóz przejściowy utworzony na terenie byłych Warsztatów Kolejowych w Pruszkowie dla wypędzonych ze stolicy podczas Powstania Warszawskiego i tuż po jego zakończeniu. Obóz funkcjonował od 6 sierpnia 1944 do 16 stycznia 1945 roku. W tym okresie – według różnych szacunków – przeszło przez niego od 340 tys. do 650 tys. warszawiaków oraz mieszkańców podwarszawskich miejscowości, z czego od 60 tys. do 70 tys. trafiło do obozów koncentracyjnych. Główną funkcją obozu było pozyskanie spośród wypędzonych jak największej liczby osób zdolnych do przymusowej pracy na terenie III Rzeszy. Osoby, które uznano za niezdolne do pracy, transportowano do wsi i miejscowości na terenie Generalnego Gubernatorstwa. Okresowo Dulag 121 pełnił też rolę obozu jenieckiego. Dzięki temu, że w obozie pracował polski personel, od kilkudziesięciu nawet do 100 tys. osób udało się uratować od wywózki w nieznane.
Historia
Obóz Dulag 121 powstał 6 sierpnia na terenie przejętych przez wojska niemieckie warsztatów kolejowych (niem. Ostbahnausbesserungswerke), usytuowanych we wschodniej części Pruszkowa (dzielnica Żbików) przy linii dawnej kolei warszawsko-wiedeńskiej. Lokalizację wybrano prawdopodobnie właśnie ze względu na dobrą komunikację ze stolicą, rozległy, 53-hektarowy teren oraz puste fabryczne hale, z których Niemcy ewakuowali maszyny pod koniec lipca 1944 r. Obiekty na jego terenie nie zostały w żaden sposób przygotowane na przybycie tysięcy wymagających pomocy medycznej i żywnościowej warszawiaków. Odpowiedzialni za utworzenie obozu funkcjonariusze Arbeistamstu (Urząd Pracy) ponumerowali jedynie hale i ogrodzili je zasiekami z drutu kolczastego.
Organizacją wyżywienia i pomocy medycznej dla więźniów obarczono pruszkowską delegaturę Polskiego Komitetu Opiekuńczego (RGO). 6 sierpnia 1944 r. komisarz miasta Pruszkowa Walter Bock w obecności Kreishauptmanna (starosty) powiatu warszawskiego Hermanna Rupprechta wezwał jej przedstawicieli, aby zlecić im zorganizowanie wyżywienia oraz pomocy medycznej dla więźniów. Oprócz przedstawicieli delegatury PolKO do pracy w obozie zgłaszali się wolontariusze niezwiązani z tą instytucją. Otrzymywali oni od niemieckich władz przepustki uprawniające do wejścia do obozu i poruszania się po jego terenie. Polski personel sanitarny na terenie obozu nosił opaski opatrzone emblematem Czerwonego Krzyża, często własnoręcznie wykonane, zaś personel kuchni opaski z napisem „Küche” (co po niemiecku znaczy kuchnia). Polacy pracowali w obozie jako lekarze, pielęgniarki, sanitariuszki, noszowi i pracownicy kuchni przygotowujący i rozwożący posiłki, a także jako tłumacze w niemieckiej komisji lekarskiej.
Pierwsze transporty
Rankiem 7 sierpnia do obozu dotarła pieszo pierwsza grupa wypędzonych – około 3 tysięcy kobiet i dzieci ocalały z Rzezi Woli. W kolejnych tygodniach transporty kolejowe i piesze, a też niekiedy samochodowe z warszawiakami oraz mieszkańcami miejscowości podwarszawskich (m.in. Ząbek, Zielonki, Kobyłki, Radzymina, Wawera, Anina, Łomianek, Młocin, Wawrzyszewa, Jelonek, Wesołej, Babic, Włoch) przybywały niemal codziennie. W obozie przebywało od kilku do kilkudziesięciu tysięcy wysiedlonych. Wraz ze zdobywaniem przez wojska niemieckie kolejnych rejonów miasta liczba ta rosła.
Warunki, jakie czekały wysiedlonych na miejscu, były nieludzkie. W halach panował niewyobrażalny brud i tłok. Ludzie zmuszeni byli spać na brudnej, zimnej, nierzadko mokrej lub pokrytej smarami betonowej podłodze. Gdzieniegdzie rozrzucono słomiane maty, które szybko stały się siedliskiem robactwa roznoszącego choroby zakaźne i wszawicę. Dodatkowo przez hale o numerach 1, 2, 4 i 5 przebiegały kanały rewizyjne, służące do naprawy pociągów, które szybko zapełniono nieczystościami i śmieciami. W halach brakowało pitnej wody i sanitariatów. W momentach największego przepełnienia część osób koczowała na zewnątrz hal.
Po przybyciu na teren obozu wypędzeni kierowani byli zwykle do największej na terenie warsztatów hali numer 5, gdzie oczekiwali od kilku godzin do kilku lub nawet kilkunastu dni na segregację. Według relacji niektórych byłych więźniów obozu, zdarzało się, że segregacje przeprowadzono od razu po przybyciu transportu z pominięciem pobytu w hali nr 5. Segregację przeprowadzali w brutalny sposób funkcjonariusze Arbeitsamtu i Gestapo z pomocą niemieckich kolejarzy. Więźniowie dzieleni byli na dwie kategorie: zdolnych i niezdolnych do pracy. Kryterium przydatności do pracy był wiek (od 14 do 60 a nawet 65 lat) oraz stan zdrowia więźnia, oceniane „na oko”, bez sprawdzania dokumentów. Wyjątkowy status przyznawany był jedynie kobietom z małymi dziećmi, które uznawano za niezdolne do pracy. W trakcie segregacji często rozdzielano rodziny, stąd część wysiedlonych decydowała się na wyjazd do pracy na teren III Rzeszy całymi rodzinami lub zwracała się o pomoc do polskiego personelu.
Zgodnie z przypisaną kategorią więźniowie kierowani byli do poszczególnych hal, a następnie wysyłani transportami kolejowym w miejsca docelowe. Najliczniejszą grupę stanowiły osoby uznane za niezdolne do pracy: osoby starsze, chore, kobiety z małymi dziećmi. Trafiały one do hali nr 1, gdzie w oczekiwaniu na podstawienie transportu odjeżdżającego w głąb Generalnego Gubernatorstwa spędzały od kilku do kilkunastu dni. Osoby zakwalifikowane do pracy w III Rzeszy umieszczane były w halach 3 i 4. Hala nr 6 przeznaczona była dla osób podejrzewanych przez Gestapo o udział w Powstaniu, które kierowano do obozów koncentracyjnych.
Warunki w obozie nieco się poprawiły, kiedy 11 sierpnia kierownictwo nad obozem przejął z rąk funkcjonariusza pruszkowskiego Arbeitsamtu inspektora Augusta Pollanda, oddział Wehrmachtu pod dowództwem pułkownika Kurta Siebera. Funkcjonariusze Arbeitsamtu oraz Gestapo pod zwierzchnictwem znanego z brutalności SS-Obersturmbannführera Heinricha Diehla, którego siedziba mieściła się w tzw. zielonym wagonie, dalej pozostali na terenie obozu. Odpowiedzialni byli za nadzór nad funkcjonowaniem obozu, segregacją więźniów, a także nad ilością i kierunkiem wysyłanych transportów. Nowy komendant zakazał jednak bicia więźniów i używania broni krótkiej na terenie obozu. Ten trójpodział władz obozowych, których kompetencje wzajemnie się zazębiały, doprowadzając do sporów, sprzyjał polskiemu personelowi, który wykorzystywał je do własnych nielegalnych działań na terenie obozu.
Wraz z przybyciem jednostki Wehrmachtu w znajdującej się w centrum obozu hali nr 2 rozpoczęła działalność niemiecka komisja lekarska. Jej zadaniem była ocena czy osoby chore i ranne kwalifikują się do przeniesienia do któregoś z okolicznych szpitali, czy też są w stanie przetrzymać transport w wagonie bydlęcym na teren GG. Podstawą do zwolnienia mogła być choroba zakaźna lub stan zdrowia wymagający natychmiastowej interwencji lekarskiej bądź chirurgicznej, którą można było przeprowadzić jedynie w lepiej wyposażonym szpitalu na zewnątrz obozu. W przylegającym do hali nr 2 budynku, oznaczonym numerem 2B, urządzono także prowizoryczny szpital zakaźny, w którym funkcję lekarzy pełnili jeńcy radzieccy.
Około 15 sierpnia meldunek o tragicznej sytuacji w obozie udało się przenieść z Pruszkowa do powstańczej Warszawy łączniczkom z VI Rejonu AK „Helenów” Marii Bereżnickiej „Mirze” i Weronice Błach-Celińskiej „Jance”. Nadany 25 sierpnia w czterech językach przez powstańczą radiostację apel do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża retransmitowały Polskie Radio w Londynie, a następnie radio brytyjskie. Dzięki temu sprawa pruszkowskiego obozu zyskała rozgłos na arenie międzynarodowej, a losem wypędzonych zainteresował się Międzynarodowy Czerwony Krzyż, który zapowiedział wizytację obozu Dulag 121.
Jako pierwszy, już 5 września, inspekcję obozu przeprowadził gen. Erich von dem Bach-Zelewski. Wizytacja odbyła się w obecności komendanta obozu majora Kurta Siebiera, jego adiutanta i szefa obozowego Gestapo Obersturmbannführera Heinricha Diehla oraz przedstawicieli polskiego personelu: przewodniczącego pruszkowskiej delegatury PolKO księdza Edwarda Tyszki, tłumaczek komisji lekarskiej Kazimiery Drescher i urszulanki Marii „Alicji” Tyszkiewicz, a także Jadwigi Kiełbasińskiej, wyznaczonej przez Niemców na przełożoną polskiego personelu. Wizyta miała charakter propagandowy. Generał von dem Bach-Zelewski obejrzał wnętrza hal nr 2, 3, 4, co zostało udokumentowane i przedstawione w prasie niemieckiej jako dowód na dobre traktowanie więźniów w obozie. Ponadto w gadzinowym „Nowym Kurierze Warszawskim” ukazało się oświadczenie przedstawicieli polskiego personelu, poświadczające zadowalające warunki sanitarne i żywieniowe w obozie. Według relacji Kazimiery Drescher, jednej z osób podpisanych pod oświadczeniem, jego tekst został przygotowany przez stronę niemiecką a złożenie podpisów zostało na przedstawicielach polskiego personelu wymuszone.
W dniach 17-18 września wizytował obóz Dulag 121 przedstawiciel Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, Szwajcar dr Paul Wyss. Na jego przybycie część hal uprzątnięto, a więźniom wydano lepsze racje żywnościowe. Podczas swego pobytu na terenie Generalnego Gubernatorstwa dr Wyss spotkał się z prezesem Rady Głównej Opiekuńczej w Krakowie dr. Konstantym Tchórznickim i z władzami Generalnego Gubernatorstwa. We wrześniu nadeszły również pierwsze transporty z pomocą międzynarodową zawierające lekarstwa, mleko skondensowane w puszkach i sardynki.
Docierająca do obozu pomoc międzynarodowa, choć znaczna, tylko w znikomym stopniu mogła poprawić dolę rosnącej liczby więźniów Dulagu 121. Sytuacja była szczególnie dramatyczna w momentach, kiedy niemieckim oddziałom udawało się przejąć większy kwartał Warszawy i akcja wysiedleńcza nabierała tempa, a do obozu trafiał transport za transportem. Dwie największe fale wysiedlonych trafiły do obozu w pierwszych dniach września, kiedy w obozie mogło przebywać nawet 75 tys. osób, oraz na początku października, gdy z miasta w ciągu zaledwie niecałych dwóch tygodni wyszło ok. 170 tys. osób. W pierwszych dniach października, podczas ewakuacji Śródmieścia, kiedy wiadomo było, że obóz w Pruszkowie nie będzie mógł przyjąć wszystkich wysiedlanych, uruchomiono filie Dulagu 121 w Ursusie (na terenie przedwojennych Polskich Zakładów Inżynierii) oraz Piastowie (na terenie Fabryki Akumulatorów „Tudor”). Mieszkańcy Warszawy trafiali również do obozów w Grodzisku Mazowieckim i we Włochach (na terenie fabryki „Era”).
Dulag 121 okresowo pełnił także rolę obozu przeznaczonego dla jeńców wojennych. Pod koniec września, kiedy Niemcy przyznali pojmanym powstańcom status jeńców wojennych, do wyizolowanej i pilnie strzeżonej hali nr 7 trafił około 1200-osobowy oddział z Mokotowa, a następnie powstańcy z Żoliborza. W sąsiedniej hali nr 8 utworzono również szpital dla powstańców. Według relacji Danuty Sławińskiej w styczniu 1945 roku do obozu przywieziono również grupę radzieckich jeńców wojennych. Ich dalsze losy nie są znane.
Począwszy od drugiej połowy października, kiedy akcja wysiedlania cywilnej ludności Warszawy została zakończona, zakres działania obozu był systematycznie ograniczany. Wraz z malejącą liczbą więźniów, kolejne hale były wyłączane z użytku. Część niemieckiej załogi opuściła obóz, zredukowano także liczbę wydawanych przepustek dla polskiego personelu. W tym okresie funkcjonowania obozu więźniowie byli przetrzymywani w hali numer 7. Były to głównie osoby z warszawskim meldunkiem aresztowane podczas łapanek urządzanych w okolicach podwarszawskich. Większość z nich wywieziona została na teren III Rzeszy, gdzie pracowali jako robotnicy przymusowi.
Od listopada 1944 do stycznia 1945 roku w hali nr 13 zakwaterowane było także tzw. Arbeitskommando, oddział złożony z warszawiaków, którzy zmuszani byli do pracy przy rabowaniu wysiedlonej i systematycznie burzonej przez oddziały niemieckie Warszawy. Część zrabowanych, bądź uratowanych dóbr materialnych trafiała do obozu. Na przykład w hali nr 3 utworzono magazyn, w którym składowano dobra kultury ocalone przed zniszczeniem przez grupę działającą pod kierownictwem Stanisława Lorentza w ramach tzw. akcji pruszkowskiej.
W nocy z 16 na 17 stycznia 1945 roku Niemcy ewakuowali całą niemiecką załogę obozu, a sam obóz przestał istnieć.
Epilog
W obozie Dulag 121 nie była prowadzona żadna ewidencja osobowa więźniów. Według relacji Danuty Sławińskiej, sanitariuszki i tłumaczki przy niemieckiej komisji lekarskiej, funkcjonariusze Gestapo prowadzili jedynie księgę transportów, w której odnotowywano kierunki wysyłanych transportów oraz liczbę wagonów w składzie. Niestety nie znamy jej losów. Zachowały się za to imienne listy sporządzane w obozach koncentracyjnych po przybyciu tam transportów z obozu Dulag 121 (m.in. w KL Auschwitz i KL Stutthof). Zachował się także bardzo skromny zespół dokumentów obozowych, m.in. listy zwolnionych z obozu przez komisję lekarską lub wypisane zwolnienia pojedynczych osób, karteczki ze skierowaniem lekarza niemieckiej komisji lekarskiej do baraku nr 1 (jako osoby niezdolnej do pracy), a także dokumenty związane z polskim personelem, m.in. numerowane przepustki na teren obozu.
Według szacunków, opierających się na skąpej dokumentacji i rozbieżnych danych demograficznych dotyczących Warszawy z okresu II wojny światowej, szacuje się, że przez obóz Dulag 121 przeszło od 340 do 650 tysięcy osób (ok. 550 tysięcy mieszkańców Warszawy, ok. 100 tys. mieszkańców miejscowości podwarszawskich), z czego od 168 do 360 tys. osób jako niezdolne do pracy wywieziono na tereny Generalnego Gubernatorstwa; od 87 do 160 tys. osób jako zdolne do pracy wywieziono do pracy przymusowej na terenie III Rzeszy, a około 60-70 tysięcy osób trafiło do obozów koncentracyjnych. Według niektórych źródeł nawet do 100 tys. osób udało się uratować od wywózki w nieznane, które dzięki pomocy polskiego zostały z obozu zwolnione bądź uciekły z niego nielegalnymi drogami. Nieznana jest liczba więźniów obozu, którzy zmarli lub zgięli na jego terenie lub podczas transportów.